Papuga Pinda jest kreacją szczególną bo jest trochę ludzka (z tym swoim przeklinaniem), a trochę zwierzęca, wiadomo, ptaszysko piękne jest, ale i duże oraz waleczne.
Moim zdaniem udała mi się nawet bardzo choć w sumie nie planowałam jej jakoś specjalnie. Są oczywiście osoby, które z książek o Pindzie usunęłyby papugę natychmiast co według nich książkę by bardzo poprawiło i sprawiło, żeby była o wiele lepsza.
Trochę to mi się nie mieści w głowie, bo jeżeli usunąć mąkę z chleba to z drożdży i wody (z dodatkiem odrobiny soli i cukru) trudno nawet najmniejszy wypiek wykombinować, ale co ja tam wiem?
Nie bronię czytelnikom krytykowania Pindy, każdy ma do tego prawo, choć wiadomo, nie sprawia mi to przyjemności. Jestem katastrofistką i hipochondryczką, ale nie MASOCHISTKĄ.
(Pomysł, że czytelnik swoimi krytycznymi uwagami może pomóc autorowi jest DOSKONAŁY, ale nie ZAWSZE się sprawdza, szczególnie jeżeli czytelnik książek nie pisze i nie czyta zawodowo, a jego wiedza ogranicza się do „bo ja tak uważam”, albo „bo ja takich nie lubię” - Pinda won!)
Moim zdaniem papuga spaja te powieści „Stara zbrodnia nie rdzewieje” i „Morderstwo na śniadanie” fajną, szaloną niebieskopiórą klamrą.
I na dodatek mówi (nie wnikam co, ani jak, ale jednak mówi).
Są autorzy wplatający w wątek fabularny kota lub koty, są tacy, którzy dodają psa. Niektóre z tych zwierząt też mówią i to nawet się podoba, więc i papuga ma prawo.
W czym jest gorsza od psa? Że niebieska?
Niekiedy bohaterowie powieści są nieplanowani, a i tak jak się już pojawią to zabierają innym całą uwagę. Niektórzy aktorzy mówią, że nie lubią grać z dziećmi i psami, bo one „kradną” publiczność.
I tak właśnie się stało z papugą.
Wszystkim wszystko ukradła, mnie zdrowe zmysły (w stanie szczątkowym były, ale jeszcze były)
Po pierwsze miała być jednotomowa, miało jej być mniej, choć kląć miała, ale tylko dlatego, że jej pierwowzór tak właśnie robi (pluszowy pierwowzór – jeżeli ktoś teraz stwierdził, że jestem niespełna rozumu, to za późno, dawno sama to stwierdziłam).
Kiedy więc ptaszysko się pojawiło i ukradło kanapkę z jajkiem i rzodkiewką oraz obrzuciło „kurwami” z żyrandola wchodzących do salonu laureatów wiedziałam, że mi się wymyka, ale wiadomo, jak bohaterowie powieści zaczynają żyć wlanym życiem i decydować za siebie, to albo autor doszczętnie zwariował, albo książka będzie dobra. (Dobra, nie w sensie, wielka, genialna wspaniała i ponadczasowa, ale zabawna i przyjemna)
Wolę tę drugą opcję.
A Pinda będzie miała kontynuację i nie zamierzam jej wyrzucać z książki. O!
A za tytuł oczywiście przepraszam - miał być w stylu portali informacyjnych!
Ufff, bo już się przestraszyłam, że nie będzie mojej ulubionej Pindusi. Nawet nie pytam, co jej tam jeszcze w dziób włożysz, wolę mieć niespodziankę. A Pinda po prostu wymiata:D:D Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuńPinda jest (dla mnie) OBOWIĄZKOWA - i co tu mówić sama się chichram jak piszę!
Usuń