Recenzje moich książek

Strony

Strony

piątek, 19 czerwca 2020

Holenderska dziewczyna

MARENTE DE MOOR

HOLENDERSKA DZIEWCZYNA

Wydawnictwo RELACJA

To bardzo mroczna i gęsta od emocji powieść, której motywem przewodnim jest walka, początkowo tylko sportowa, czysta idealnie elegancka jak choćby szermierka. 

Tylko, że broń sportowa to przecież także broń. I to w jakimś sensie jest w tej książce bardzo ważne. 

Opowieść zaczyna się dość niewinnie. 

Pogranicze holendersko niemieckie i dziwne czasy. 

W sercach i w pamięci dudnią jeszcze echa ostatniej wojny, tej pierwszej, światowej. Bohaterowie jeszcze nie nadali jej „numeru”, nie wiedzą, że nadchodzi kolejna, choć wszystko się gmatwa i kotłuje. 

W posiadłości barona Egona przyjaciela ojca i mistrza fechtunku, do którego na nauki wysłał ją ojciec, główna bohaterka czuje się jak w szklanej bańce, i bezpieczna i zarazem bardzo nie na swoim miejscu, odrzucona, niechciana, odizolowana, a dookoła Niemcy lat trzydziestych. Narodowy socjalizm wdziera się do świadomości i pochłania kolejne dziedziny życia, jest 1936 rok Hitler już umocnił swoją władzę i wszystko zaczyna się przewartościowywać. 

Wszyscy czują nadchodzącą śmierć, jest obecna we wszystkim, w listach, tych wysłanych i tych niewysłanych, które doskonale choć w specyficzny sposób opowiadają o tym co się zdarzyło i co jeszcze może się zdarzyć. 

Wojna, która skończyła się tak niedawno pokazała niebywale okrutne oblicze. 

I zmieniła wszystko. Nikt nie był na nią przygotowany, postrzega się ją jako cywilizacyjny koniec człowieka i człowieczeństwa. 

W posiadłości barona wciąż jednak panują pozory spokoju i bezpieczeństwa, oraz dość szczególnej bliskości, a nawet intymności, która łączy  mistrza i uczennicę.

Ale i tam nie jest łatwo. 

Samotność, zdrada, niezgoda na świat, wszystko to wpływa na relacje wewnątrz szklanej bańki posiadłości Egona, do której poprzez dziwnych gości przenika świat zewnętrzny naznaczony już swastykami i „nowym”

Wszystko tu jest tymczasowe, dziwne, nieuchwytne. Sam baron także. 

I z jednej strony jest walka jako sport z całym pięknem i idealistycznym do niej podejściem z drugiej wojna i „prawdziwi mężczyźni”, wojownicy, którzy nie kryją się za metalowym pancerzem. 

Bohaterszczyzna i dążenie do wyidealizowanej doskonałości. Chaos i potworności ukryte pomiędzy słowami bo pozornie nic właściwie nie zakłóca spokoju rezydencji. Jest jakaś miłość, która przeminęła, ale też i młodzieńcze marzenia, panieński romantyzm stający wobec dorosłego cynizmu, przemijania i samotności. 

Książka naładowana niesamowitymi emocjami, podskórnym, prawie niewidocznym, a wdzierającym się wszędzie poczuciem zagrożenia, nawet zwierzęta nie są tu w żaden sposób bezpieczne, nic nie jest takie jakie powinno być. 

Książka odrobinę w klimacie Gertrudy Hessego, chodzi mi o styl, ale też o sposób pisania, o podejście, o filozoficzne potraktowanie tematu samotności, walki, osobowości. 

Przepiękna, ale trudna, osaczająca, dająca do myślenia. 

Książka, w której można utonąć jak w sennym koszmarze podążając za niedopowiedzeniami i tajemnicami, traumami niedalekiej przeszłości i grozą tego co ma nadejść. 

Ze wszech miar warta przeczytania, warta powolnego zatopienia się w słowach, analizowania wciąż od nowa, odkrywania.  Książka dla wyrobionego czytelnika, który doceni piękno języka i niesamowitą atmosfer powieści.

Bardzo polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz