Jakoś tak w lutym 2004 roku powstał Facebook (chyba). Trochę mu zajęło zanim ogarnął wszystko i wszystkich, ale już ma to za sobą i teraz króluje niepodzielnie w wirtualnym świecie, a jeżeli kogoś nie ma na Facebooku, to znaczy że nie istnieje.
Wraz z Facebookiem powstało też wiele postaw, które dotąd nie istniały i sądze, że są warte przybliżenia.
Oto one:
Fejsbogizm czynny – zwany też „wikipedyzmem wybiórczym” - posiadanie wiedzy na każdy temat, nawet jeżeli się jej nie posiada, a w sytuacjach kryzysowych podpieranie się argumentami ostatecznymi: „wiem co mówię, mam hemoroidy” - pod postem o szkodliwości azbestu, „Miałem tak samo z moją ex” pod postem o agresywnych hipopotamach albo, „a odstawiłeś gluten? To zawsze pomaga” - pod postem o rekinach ludojadach.
Fejzbogizm bierny – znacie to powiedzenie, „jak trwoga to do fejsboga”? Otóż test to postawa wielce znacząca. Kiedy tylko w życiu pojawią się komplikacje natychmiast zadajemy odpowiednie pytania na FB w formie:
„Kochani, kiedy zwłoki przestają cuchnąć, bo u mnie to już trzy dni i nadal czuć?”.
„Mamusie, jest sprawa! Pielucha chłonna, a nie wchłania! Wszędzie pełno kupy. Szykuję pozew, jeżeli macie podobnie to może zbiorowy?”
„Dziubaski, czy jak facet nie oddycha to coś poważnego? Już trzy dni tak ma, a ja nie wiem, czy zacząć się martwić.”
Albo ostatnio modne „Czy mogę dostać 500+ na dziecko sąsiadki? Mam romans z jej mężem.”
Fejsboginizm, czasami zwany też „dziubizmem” od dawna święcił trumfy, ale teraz przeniósł się na Instagram, to postawa udowadniająca kobietom, że skolioza (wygib boczny lewy - nie mylić z chorobą), steatopygia (przerost dupny duży - nie mylić z chorobą) oraz glonojadyzm (można mylić z każdą chorobą, w tym psychiczną) to droga do szczęścia w małżeństwie.
Fejsdietyzm – sprowadzanie wszystkiego do diety.
Nie masz pracy? „Odstaw cukier”.
Ukradli ci rower? „To może być nietolerancja laktozy”.
Mąż cię zdradza? „A sprawdzałaś ostatnio kochanie cholesterol?”
Fejshurryzm to zachowanie stadne polegające na wspólnym robieniu czegokolwiek co chwilowo staje się modne w danym kręgu jak na przykład nienawiść do Justina Biebera i miłość do Zenka Martyniuka, wystarczy pomylić nazwisko osoby, której się nienawidzi, a zanim zdąży się poprawić błąd zyska ona całkiem spore grono hejterów i kilka gróźb karalnych, oraz chomika.
Fejsmemyzm – wstawianie dziwnie podpisanych obrazków, których nikt nie rozumie, po to, żeby kreować się na intelektualistę. Obrazki te zawierają życiowe porady takie jak:
„Romantyzm jest dobry na zatwardzenie”
„On nie jest wart twojego kieszonkowego”
„Nie oglądaj się za siebie bo dostaniesz zeza”
„Zrób coś ze swoim życiem, masz już jedenaście lat, przygodny seks jest dobry, ale czas już na trwały związek”.
Fejssraczkizm – wysyłanie wszystkim jak leci wszystkiego co się trafi, filmików o życiu seksualnym roślin wodnych, gifów z misiami, różami i delfinami, tak oczopląsnych, że można zwymiotować tęczą, oraz dostać sraczki z powodu łańcuszków.
Fejsmanizm pojawianie się na wszystkich możliwych grupach i wstawianie tam postów o wyższości swojej nad innymi, prowokowanie awantur w stylu „wiem lepiej, słowniki są głupie”, „wszyscy mnie obrażają”, „podam was do sądu”…
A wy?
Znacie jakieś ciekawe fejspostwy?
Cieszę się, że nie należę do żadnej z tych grup. Sama rzadko zaglądam na fb ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Ps. Znam osobiście takie grupy i uważam, że jest to tragedia.
Mnie to w sumie nawet by bawiło, gdyby czasami aż tak nie przerażało.
UsuńMnie Facebook uczy odpowiedzialności za słowa, zamiast pluć na wszystkich i wszystko, staram się pisać w taki sposób, by nigdy się tego nie wstydzić. Zastanawia mnie natomiast, po co wylewac żale na forum i mieć do wszystkich pretensje? To chyba taki sposób na zaistnienie... Smutne!
OdpowiedzUsuńTo fakt, trzeba mieć dużą dozę autocenzury, żeby potem się nie wstydzić, a jest to środowisko plotko i hejtogenne, często bazujące na zachowaniach zbliżonych do linczu i to nietety takiego na "hurra", bez sprawdzania, czy potwierdzania, cieszę się, że kiedy miałam naście lat czegoś takiego nie było.
UsuńMnie najbardziej wkurza, kiedy widzę udostępniane durne artykuły z jeszcze durniejszych portali. Całkiem sporo ludzi wierzy we wszystko, co pojawia się w sieci i udostępnia to dalej, nakręcając spiralę głupoty.Jestem mało ortodoksyjna i bardzo tolerancyjna, ale ostatnio usunęłam z grona znajomych kilka osób rozsiewających bzdury. Brak refleksji, bezmyślność i nakręcanie idiotycznych dyskusji jest już ponad moje siły psychiczne.
OdpowiedzUsuńProblem nie w udostępnianiu, tylko w tym, że ci ludzie w to wierzą. Tylko dlaczego? Bo nie ma już weryfikowalnych źródeł wiedzy niestety, w internecie każdy może być ekspertem od wszystkiego, a po encyklopedie i książki naukowe nikt nie sięga, dodatkowo głupiejemy... Ja jestem bardzo wybiórcza, ale też nie raz i nie dwa zastanawiam się czy to co czytam to na pewno fake...
UsuńW samo sedno i rewelacyjnie napisane :) Nas też dopadła facebookowa choroba, cholernie trudno się z niej wyleczyć
OdpowiedzUsuńMyślę, że każde pokolenie ma na coś bzika. Ja nie choruje na żadną przypadłość. Świetny post.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, mnie kiedyś spodobał się tekst, że prawdziwy związek to taki o którym Facebook nie wie - dobijają mnie zdjęcia "z moim Misiem", "na zawsze razem", "moja miłość". Są i tacy, którzy wstawiają swoje zdjęcia pięć razy dziennie z podpisem "taka ja", albo mają swoich najbliższych przy sobie, i zamiast złożyc im życzenia z okazji np. urodzin, wypisują je na Facebooku, nie wiem jak nazwać taką grupę osób, ale Ty na pewno trafnie ich nazwiesz :)
OdpowiedzUsuńNazywać to może nie nazwę, ale te "misie", "koteczki", "dziubdziusie" kiedyś zmienią się w krowy, śmierdzieli i chamki i będzie paskudnie :)
UsuńInteresujący wpis i troszkę smutny bo często nie zwracamy uwagi na to co piszemy i w jaki sposób.
OdpowiedzUsuńCzęsto ludzie zapominają, że w internecie nic nie ginie i każda zapisana bzdura pozostaje tu na zawsze ;) Wiele osób myśli też, że są anonimowi za szklanym ekranem... czasem przebudzenie bywa mało przyjemne ;)
OdpowiedzUsuńTe choróbska fb są straszne. Najgorsze, że zaraźliwe. Świetnie napisałaś. Niestety wielu ludzi wierzy, bez zastrzeżeń we wszystko co przeczyta. Nie mówiąc już o ludziach, którzy rozsiewają"jad".
OdpowiedzUsuńNa głupotę niestety nie ma lekarstwa... Ja się cieszę że nie należę do grupy takich ludzi, a właśnie takich co umieszczali głupoty eliminowalam...
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem opisania tylu fejsbookowych postaw. Można by pracę naukową napisać ☺️ A udzielanie się na FB trzeba mieć na uwadze. Bonic nie ginie w internecie. Często ludzie o tym zapominają. Ja jestem dość powściągliwa w udzielanie się aktywnie na FB. Robię to tylko pod kątem bloga.
OdpowiedzUsuńNo powiem szczerze o wielu to nie mialam pojęcia dobrze ze głównie należę do grup rękodzielniczych i tam nie widuje takich kwiatków
OdpowiedzUsuńOdpowiedzialność za słowo to najważniejsze. FB to świetne narzędzie, ale zależy jak kto go używa. Nie zastanawiam się i nie analizuję, po co on komu, bo nie zaglądam do ludzi, którzy piszą na FB nieistotne treści.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony chce mi się śmiać jak to czytam a z drugiej nie jest mi do śmiechu, nie ma żartów z uzależnieniami, a fb to taki ,,cichy" złoczyńca
OdpowiedzUsuńMnie to wszystko bardziej przeraża, choć Twój wpis dodał do tego sporo humoru. Facebook daje dużo możliwości, ale niestety ludzie wykorzystują to też w zły sposób. Spotykałam się z różnymi tekstami na FB, wiele z nich jest straszna.
OdpowiedzUsuńDlatego ważny jest we wszystkim umiar i rozsądek.
Wiesz, staram się pisać to trochę humorystycznie, bo poważnie to "idzie się zapłakać", a jeszcze poważniej, mamy tylko paskudnych wiadomości, że starczy. Dlatego żartując z poważnych jednak rzeczy i pokazując je w "krzywym zwierciadle" jakoś odreagowuję.
UsuńPrawda jest niestety taka, że z biegiem czasu i postępem technologicznym zmieniają się również uzależnienia, a kazde z nich jest bardzo niebezpieczne.
OdpowiedzUsuń