Recenzje moich książek

Strony

Strony

wtorek, 23 kwietnia 2019

O tym jak jedna (wygadana) parówka uratowała moją wiarę w ludzi.

Miałam nie pisać o świętach bo są ( albo bywają wykańczające) i wcale nie z powodu duchowości zredukowanej do koszyczka, czy majonezu wypływającego uszami. 

Nie chodzi też o horror oślepiających gifów, czy nieśmiertelną, a śmiertelnie nudną (a czasami i trującą) sałatkę jarzynową, ale o ludzi, których spotyka się po długim czasie niewidzenia. 

Znacie to okropne uczucie? 


Żaden kłopot jeżeli to jest rodzina, do której jesteśmy przyzwyczajeni i nie sprawia nam już różnicy to czy wujek znów złamie sobie rękę, czy tym razem nogę, a ciotka nabulba się tak winem, którego zawsze i wciąż przecież odmawia, że zaczyna się pienić i trzeba jej podawać espu-cośtam, bo wybuchnie. 

Przytyki wychowawcze do dzieci są na porządku dziennym, a ty, mimo że skończyłaś pięćdziesiątkę, nadal jesteś dzieckiem i to źle wychowanym. 

Gorzej jest ze znajomymi. 

Chodzisz sobie spokojnie ( już po świętach, bo to jedyny sposób, żeby jakoś wyjść z domu), po sklepie a tu, Baśka, Jolka, Kaśka albo co gorzej Barbra, Yolanda, czy Katrina i jakaś ich nieznajoma znajoma. 

Wpaść na nie tuż po świętach to jak wygrać bon na katar, niestrawność i migrenę w jednym. 

Ale przecież nie wypada uciekać. 

Trzeba porozmawiać. 

Brrrr. 

No i oczywiście, że się nic nie zmieniłam, że jestem cudowna, że musimy się spotkać, że kopę lat, i że świetnie wyglądam. 

Co prawda moja sytuacja finansowa mocno odbiega od ich luksusów, ale mimo to lustro posiadam, więc nie ze mną te numery Bruner! 

Nie komentowałam usiłując jakoś się uwolnić z ich objęć jak od zarazy. 

Trwało to chwilę, ale w końcu jakoś się oderwałyśmy od siebie i każda z nas wbłąkała się w swoją alejkę marketu, ja ukryłam się w stosach papierów toaletowych. One też gdzieś poszły, niestety nie dostatecznie daleko. 

I co? Czasami czegoś nie widać, ale doskonale to słychać. Moje koleżanki zaczęły sobie używać… Właściwie tego się spodziewałam. Schowek w papierze toaletowym chronił mnie przed ich wzrokiem, ale nie przed ich złosliwościami. 

I zrobiło mi się w sumie paskudnie, nie, nie przykro bo nie miewam złudzeń, ale paskudnie. 

- No wiecie? Ale się postarzała! Jak można tak o siebie nie dbać?! No książki książkami, można sobie pisać, ale trzeba też wyglądać! 

- A te ciuchy?! Czy ona nie mogłaby coś z nimi zrobić? Gdyby nie wy to bym chyba jej nie poznała. 

- No i ta dupa! Jakaś taka wielka i płaska. Wyobrażacie sobie jak z taką dupą do ludzi? 

I wtedy parówka berlinka uratowała mi życie i przywróciła wiarę w człowieka. 

Nie wierzycie?

To prawda! Najprawdziwsza prawda! 

Jakaś babka, chyba ta ich koleżanka, której zupełnie nie znałam odezwała się dokładnie takim samym głosem jak ten z reklamy parówek. 

- No, dziewczyny, czuję, że ktoś tu jest zazdrosny! Halooo! Przecież ona nie pracuje dupą, a głową! Włosy miała zrobione! 

Nie wiem jak to się skończyło, bo one zamilkły, a ja uciekłam, ale od tej chwili jak tylko widzę reklamę, (a właściwie słyszę głos jednej z parówek, tej takiej najbardziej cwanej) robi mi się przyjemnie na sercu. 

I jak tu nie kochać parówek?


4 komentarze:

  1. I jak to czasem wiarę w ludzi może przywrócić jedna zwykła-niezwykła parówka!

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) Stara sałatka jarzynowa jest o dziesięć nieb pyszniejsza od tych nowomodnych jałowych pozbawionych smaku wymyślanek. :-)))
    No dobra. Ja kocham święta i rodzinną radość z bycia razem.
    Koleżanki? Na drugi raz udaj, że nie widzisz idiotek.
    Tekst - jak zawsze - fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba wynosi się z domu. Kwestia podejścia do świąt i bycia razem zależy od natury tego z kim się jest, a więc od rodziny. A więc jak rodzina fajna to i święta super, a co do sałatki to uwielbiałam, a potem gdzieś jakoś przestała być dobra, i to pewnie nie jej a moja wina :)

      Usuń