KRYSTYNA JANUSZEWSKA
DZIEDZICTWO
KOŁYSANKA
Książki Krystyny Januszewskiej uwielbiam, ale nie są to książki łatwe.
To jej nieco reymontowskie podejście do opowieści czasami ludzi zraża, a nie powinno, bo autorka, choć pisze powieści, które bywają wkładane do worka z powieściami obyczajowymi nie są takie jakby można się spodziewać. Po pierwsze są prawdziwe, a ich prawdziwość mierzy się losami ludzi, których opisuje. Pisze bowiem, o ludziach, którzy istnieli, żyli, gdzieś żyli, gdzieś zmarli, ale swoim istnieniem spowodowali istnienie innych ludzi.
W jej powieściach nie znajdziecie łatwej akcji, zabawnej treści, ani rozmów o tzw. „dupie Maryni” ona pisze o życiu, o świecie, ale też o historii… Czasami o historii umierania. Bo przecież życie właśnie tym jest.
Jednakże jej powieści nie są ani smutne, ani nudne, to powieściowe rzeki. Strumienie myśli. Osobność w każdym człowieku zebrana w mocny nurt trwania.
Kiedy czytałam „Przytulać kamienie” byłam wręcz zazdrosna o to jak ona potrafi opisać najmniejszego nawet pajączka…
To autorka o wiele bardziej wymagająca, o wiele bardziej literacka niż wiele innych współczesnych pisarek, bo… Bo nie koncentruje się na akcji, a na słowie.
To jest jej wielka i niesamowita umiejętność. Zresztą w sumie, na tym właśnie powinna polegać literatura…
Nie, nie deprecjonuję mówiąc to innych pisarek, po prostu doceniam kunszt.
„Dziedzictwo” i „Kołysanka” to powieści właśnie z takiego nurtu. Trudne, choć lekkie, smutne, choć pogodne.
Są pogodne życiem, smutne mijaniem, a przecież życie właśnie tym jest. Mijaniem pokoleń.
Obie książki obrazują życie ( w dużej mierze, ale oczywiście nie zawsze udokumentowane) pewnej rodziny… Rodziny autorki. Opisuje, a właściwie pokazuje całą życiowa drogę od tych co kiedyś, do tych co teraz. Wyda wam się to nudne?
Otóż nie! To jest piękne i pięknie napisane…
Nie jest to może szaleństwo akcji, choć to co się w nich dzieje pędzi z pokolenia na pokolenie w szaleńczym tempie.
Wielkie nadzieje, piękne miłości mrą jak kwiaty w ogrodzie życia, a w tle historia.
Znamy ją, niestety niełatwa.
Znajdziemy w tych książkach to co znamy z opowieści rodziców. To historia nas samych, naszych rodzin, dziadków… pradziadków… Tylko, że my sami nie umieliśmy słuchać, a ona słuchała, żeby napisać.
Nie chcę smęcić.
Te dwie książki, to przepiękna, wręcz monumentalna opowieść o przeszłości. Opowieść, która choć na chwilę wskrzesza ludzi, którzy przeminęli.
Nie będę pisać o treści bo po pierwsze się nie da, pod drugie to byłoby bez sensu… To trzeba przeczytać. Tylko wtedy można docenić piękno słowa i treści.
Inna sprawa to okładki, są trochę nieadekwatne. Sugerują zwykłe powieści obyczajowe, a przecież to nie tak, to są niezwykłe powieści ( może odrobinę) obyczajowe.
W każdym razie ja zachęcam. Bardzo.
To taka literatura, która otwiera oczy, serca, pamięć… i jest piękna!
Taka ładna recenzja, jak mogłaś !
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :) Trzeba było pisać gorsze książki, o tych nie da się źle pisać... Niestety :(
Usuń