O
tym, że jestem naiwna przekonałam się nie raz i nie dwa, ale mimo
to wydawało mi się, że jeszcze nie zagrażam swoją naiwnością
ani sobie, ani społeczeństwu, jednak ostatnio nadałam sama sobie
szlachetną rangę kretynki miesiąca, a może nawet i roku, a jak
zwykle poszło o książki.
Zaczęło
się od tego, że jedno z wydawnictw poszukiwało recenzentów i
ogłosiło to w sieci. Było to dość kuriozalne ogłoszenie, bo
wydawnictwo w swoich wymaganiach ograniczyło się do tego, że
kandydat powinien prowadzić blog i mieć duży zasięg. Ani słowa o
pasji, o miłości do książek, ani o umiejętności pisania bez
błędów - tak niedocenianej ostatnio przez wydawnictwa.
Trochę
się zakotłowało w sieci, ludzie zaczęli się oburzać, ale ja
naiwniaczka pomyślałam, że przecież jeżeli ktoś prowadzi blog
książkowy i pisze recenzje, to chyba umie je pisać, a zasięg jest
ważny bo przy sporym zasięgu recenzja dotrze do większej liczby
osób i właściwie sprawa się dla mnie na tym skończyła.
No
prawie… dzisiaj niechcący wlazłam w jakiś dziwny zakątek sieci
i dotarłam do czegoś jednak tak kuriozalnego, że aż mnie zatkało.
Wiecie,
że raz na jakiś czas wybucha na FB dyskusja na temat domniemanych
zarobków recenzentów, nieuczciwych recenzji, tekstów napisanych
językiem Kalego, który kochać jeść…
Byłam
pewna, że stawiający takie tezy ludzie przesadzają…
A
jednak nie zawsze!
Czy
wiecie ( pewnie wiecie, to tylko ja jestem taką naiwniaczką), że
niektórzy „pracują” i zarabiają na polecaniu książek i wcale
nie chodzi o egzemplarze recenzenckie tak „wymawiane” blogerom
przez niektórych czytelników. Chodzi o płatne polecenia książek.
Czy
mnie to obrusza? Oczywiście, że tak, i to nie z zazdrości o czyjeś
zarobki, ale z powodu prostego wydawałoby się faktu - płatna
recenzja nie ma szans być obiektywna. A zarabia się tylko przez
„zachętę” do zakupu, a więc wszystkie książki muszą być
„świetne”, „wspaniałe” i „genialne”.
Czy
wszystkie takie „recenzje” muszą być nieuczciwe? Chyba nie, ale
część na pewno. Jak więc oddzielić ziarna od plew? Żadnych
szans! Dlatego coraz częściej pojawia się niechęć do pozytywnych
recenzji uznawana za hype, czyli sztucznie wywołane poruszenie
związane z jakąś premierą.
Ja,
kiedy komuś coś polecam mam zawsze koszmarny dylemat, a co jeżeli
on/ona ma inny gust? A co jeżeli kupi polecaną przeze mnie powieść
i się zawiedzie? A co jeżeli wyda pieniądze na coś co go znudzi
i będzie na mnie wściekły? Dlatego staram się pisać obiektywnie
i z wyczuciem, oraz ze wskazaniem komu książka mogłaby się
spodobać. Kocham to co robię, ale na tym NIE ZARABIAM.
A
co z tymi, którzy zarabiają?
Przeszukując
sieć dowiedziałam się, że żeby polecać książki za pieniądze,
„wcale nie trzeba lubić czytać”, „wcale nie musowo dużo
czytać”, „wcale nie trzeba się wysilać”, wystarczy wejść w
odpowiedni program, coś tam zainstalować i mieć jakiś dobry
pomysł.
No
tak. Dobry pomysł… Pomyślałam, że to coś w rodzaju:
„No
kurna, ale bajer książka, kupcie ja ziomale, będzie git! Normalnie
krew się leje, jest suuupcio!”
albo:
„Walnijcie
matką tą ksiomzke pod choinkę bendom zachwycone, seksiaste scenki
że palce lizac”
Co
byście powiedzieli na taką promocję ulubionych książek?
Uprzedzam,
błędy muszą być, to zwiększa wiarygodność.
Na
próbę: „Krew się leje jak szlag, haluny, wściekła baba –
warto kupić” - Makbet Szekspira – no i jak? Zachęciłam was?
Bo
wiecie, bycie naiwną kretynką nie jest wcale takie miłe i nie musi
być stanem permanentnym. Może uda mi się zmienić?
A wy co o tym sądzicie? Może niepotrzebnie się miotam?
Recka Makbeta palce lizać. :-) Już lecę do biblioteki.
OdpowiedzUsuńA poza tym: "co zrobisz, jak nic nie zrobisz?" . Nasza rzeczywistość to jakaś rownia pochyła. W każdej dziedzinie coraz gorzej.
Tak, ale to w pewnym sensie podcinanie gałęzi, na której się siedzi! Wkrótce dojdzie do tego, że nikt nie uwierzy w jakakolwiek pozytywna recenzje, a więc nie będą nikomu potrzebne, blogi książkowe, nawet te dobre umrą śmiercią naturalną!
UsuńRecenzja Makbeta bosska. Ja się przymierzam do takiej recenzji Quo vadis. Tylko niedlugo pół roku tego przymierzania minie. A na blogi książkowe pisane bełkotem już trafiłam i zastanawiam się, czy wydawnictwa sprawdzają z kim współpracują, czy tak naprawdę mają czytelnika w d...
OdpowiedzUsuńNiestety najczęściej nie sprawdzają. Może to wynikać z zapracowania...Chciałabym w to wierzyć.
Usuń