Recenzje moich książek

Strony

Strony

piątek, 23 marca 2018

Skusiła mnie ta wołająca ciemność! Oj, bardzo skusiła!

Agata Suchocka

WOŁA MNIE CIEMNOŚĆ


Książka Agaty Suchockiej, zanim jeszcze się ukazała, wywołała trochę zamieszania i kontrowersji jako, że wszystko co nowe bywa kontrowersyjne. Słyszałam ( a właściwie czytałam) nawet głosy pobrzmiewające zgorszeniem, mimo, iż właściwie niewiele było wiadomo, ale ja, jak to ja, byłam ciekawa i autorki i powieści. 

Czytałam z autentycznym zaciekawieniem, które szybko przeszło w podziw, bo i sama powieść i tematyka i konstrukcja są godne podziwu.

Powieść skonstruowana na dwóch planach, bo z jednej strony mamy czas teraźniejszy, z drugiej wspomnienia zapisane w pamiętniku jednej z bohaterek, przedstawia nam całkiem wydawałoby się zwyczajny los zwykłego człowieka, przyszłego właściciela luizjańskiej plantacji i pracujących na niej niewolników, który po utracie majątku usiłuje trzymać się powierzchni życia graniem na pianinie.

Z jednej strony zamożny, ale duszny i skrajnie brutalny świat bogatego plantatora, z drugiej biedny i głodny świat człowieka wolnego, bo przez zawieruchę wojenną uwolnionego od znienawidzonej plantacji, ale i od losu z nią związanego. Losu przypisanego przez rolę społeczną, ale niezbyt kuszącego. ”Byłem przekonany, że (…) wrócę do Ameryki i znajdę jakąś kobietę (...), że nigdy nie będę jej kochał, a gdy już urodzi mi wystarczająco dużą gromadkę dzieci, znajdę sobie kreolska kochankę, w której ramionach poznam, co to namiętność” (347).

Uzdolniony muzycznie i bardzo wrażliwy Armaniac poznaje Lothara równie zdolnego skrzypka i dzięki niemu (w pewnym senie) wchodzi w świat sztuki, piękna i zmysłowości.

Mamy więc dwa światy, jeden wzniosły i piękny, drugi przyziemny i odarty ze zmysłowości, przyziemny, taki w którym piękne i młode dziewczęta wychodzą za odrażających starców, gdzie wszystkim rządzą pieniądze i pozory, ale mimo, iż można się było tego spodziewać nie ma tu moralizatorskiego podziału na dobro i zło i nic nie jest oczywiste.

Fallocentryczny świat pełen jest symboli, aluzji i cudownej ( wierzcie mi) opowieści o muzyce i sztuce, autorka nie koncentruje się na wartościowaniu. Czytając wchodzimy w jej świat ze zgodą na opowieść i reguły w niej panujące, a opowieść wciąga i pochłania.

Ogromnym atutem jest pióro autorki! 

Pisanie scen zabarwionych erotyką jest niesamowicie trudne i grozi z jednej strony otchłanią banału, z drugiej morzem scen pornopodobnych. 

Agata Suchocka pisze jednak tak doskonale, że nie wchodzi ani w jedno ani w drugie. Nie znajdziemy tu wulgaryzmów ani słownictwa rodem z podręczników medycznych. Ona pisze po prostu samą wyobraźnią i nie dajcie sobie wmówić, iż jest to powieść erotycznie brudna, czy seksualnie rozbuchana. Nic z tych rzeczy.

Przynależność tej powieści do nurtu Yaoi może w naszych trochę zabarwionych pruderią czasach wywoływać złe skojarzenia w niektórych czytelnikach jednak nic bardziej mylnego. Jest to opowieść o miłości, a w pewnym sensie też o inności i nie chodzi tu o seksualizm. To pokazanie świata bez oceniania go w prostych, czarno białych barwach.

Drugim, moim zdaniem, genialnym atutem pisarstwa Suchockiej jest to, że nie powtarza schematów. To co wydawałoby się ustalone w literackim świecie na wieki, u niej jest inne, świeże, odmienne i fascynujące.

Trzeba też powiedzieć, że książka napisana jest pięknym językiem, delikatnym i melodyjnym, adekwatnym do opowieści. Autorka zaprasza czytelnika do literackiego tańca, a czytelnik musi w opowieści odnaleźć to co zostało zawoalowane słowami, ukryte pomiędzy zdaniami, niewidoczne, a jednak obecne. 

Przyznam, że sama, mimo iż do pruderii mi daleko, obawiałam się nieco tematyki, a dostałam książkę piękną, ciekawą, inną i fascynującą. Czegóż więcej trzeba? Może drugiego tomu?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz