Wczoraj, przeglądając różne dziwne
miejsca w sieci natknęłam się na recenzję jednej z moich komedii
kryminalnych i dowiedziałam się, że jestem złą matką, co bardzo
mnie ucieszyło, to znaczy nie to, że jestem złą matką, raczej to, że
wreszcie wiem... Że ktoś mi to w końcu uświadomił!
Bo z tymi matkami to w sumie wcale nie
jest tak, że w dziesięć minut po porodzie, (po cesarce też, choć
niektórym się to nie podoba), kobieta oświadcza na papierze i podpisuje deklarację, że od
tej chwili będzie złą matką. Nie, nie... Tak to nie działa. Ona
po prostu nie wie i stąd potrzeba jakiejś zewnętrznej diagnozy,
która takiej matce coś uświadomi!
Dlatego tak bardzo się ucieszyłam!
Czyż to nie genialne?! Na
podstawie jednej książki, nawet nie ostatniej ta pani, piszę
„pani” bo osoba ukrywa się pod pseudonimem, ale używa jego
żeńskiej formy, była w stanie zdiagnozować coś, co (pożal się
boże „specjalistom”) zajęłoby całe godziny!
I tak pomyślałam, że tworzy nam się
w naszym pisarskim świecie coś niesamowitego! Wręcz genialnego!
Diagnoza na recenzję! Pomyślcie sobie - stan psychiczny, to
pryszcz! ( psychikę i intelekt autora diagnozuje co drugi recenzent) Ta konkretna recenzentka jest w stanie zrobić o wiele więcej! Wyobraźmy
sobie coś takiego!
„Ze względu na zbyt częste używanie
zdań podrzędnie złożonych oraz wielokropków u autora podejrzewa
się kamicę nerkową, oraz łupież”.
„Całkowity brak użycia słowa
pobrużdżony, oraz dwukrotne uczycie czasownika „gmerać” w
formie imiesłowu przymiotnikowego czynnego, znamionuje zaćmę
lewego oka, oraz zapalenie górnych dróg oddechowych”.
Czyż to nie cudne?!
Zero kolejek do lekarzy! Zero
płacenia... Nic tylko pisać! Ludzie, toż to cud! Wreszcie koledzy
po piórze i klawiaturze będą mogli w spokoju oddać się pracy,
zamiast tkwić bezczynnie w kolejkach do wszelkiej maści
specjalistów.
Może to też pójść w drugą stronę.
"Z informacji na FB wynika, iż dziecko autorki w tym roku przeszło operację wycięcia migdałków, stąd wniosek, iż mordercą w jej najnowszej książce będzie starszy brat, drugiej żony szwagra burmistrza"
Wierzę w możliwości recenzentki,
tej, o której pisałam powyżej, ale i wielu innych, jestem pewna,
że wkrótce powstaną wielobranżowe spółdzielnie recenzenckie
specjalizujące się w takich tekstach.
Nic nie szkodzi zresztą, żeby poszło
to dalej. Recenzje literacko medyczne, opisałam, powyżej, ale mogą
być też literacko astrologiczne.
Na przykład takie:
„Stan skóry
bohatera opisanego w książce pani B wskazuje, iż cotangens
ascendensu przyniesie jej straty finansowe i nieoczekiwane spotkanie
z... komornikiem”.
To może pójść też w kierunku mniej
astrologicznym, a bardziej życiowym.
„Ilość literówek, oraz fakt, że
autorka nadużywa słowa „który” we wszelkich jego formach
wskazuje na zdradę męża. Plony marchewki w ogródki działkowym nie
będą zadowalające.”
Teraz pewnie zrozumieliście dlaczego
nie powiem, gdzie można znaleźć tę recenzentkę... Przecież
zaraz by ją zawaliły tony książek, a ja w tym roku wydam kolejną
i liczę, że dzięki wnikliwej recenzji tej pani będę mogła
zrezygnować z kilku wizyt lekarskich, oraz z abonamentu u wróża
Macieja.
Zastanawiam się też, czy mogłaby
wypisywać recepty...
A może nawet pozwolenia na broń?
Byłoby cudnie!
Ale wiesz, należałoby jeszcze rozważyć, na co choruje redaktor takiej książki, jeżeli też nie zauważył na przykład literówek. Może na tej podstawie dałoby się określić też, czy grozi nam epidemia jakiegoś schorzenia. Przyznam, że temat mnie zainteresował. Jadę w przyszłym tygodniu na badania, a może nie ma co się fatygować, bo mam dziewięć książek wydanych, więc może ktoś by mi diagnozę już postawił... ;) :)
OdpowiedzUsuńByć może już ci postawił, a ty nieświadoma na nią nie trafiłaś... Tak jak ja. Trafisz może przypadkiem.
OdpowiedzUsuńMoże jednak lepiej nie, bo człowiek w hipochondrię wpadnie. ;) :)
UsuńMam na półce pani książkę i czeka w kolejce. Chyba przyspieszę jej czytanie, bo może się okazać, że też mam jakiś talent, który mogłabym wykorzystać pisząc opinię o książkach (bo recenzje to za duże słowo)
UsuńZawsze się stresuję w takich sytuacjach... Poligon domowy czytuję czasami i podejrzewam o talent niezwykły... do pisania recenzji - opinii :)
UsuńJa tylko skromnie chciałam podsumować, że kocham Panią - Iwono Banach
OdpowiedzUsuńAle tak serio? Jestem w totalnym szoku. Ktoś coś takiego wypisuje?
OdpowiedzUsuńTrochę przesadziłam, ale niestety nie wymyśliłam tego :)
UsuńUbawiłam się czytając Twój post 😁 Życie to jednak jest zaskakująca historia, a tacy ludzie pokroju pani recenzentki zapewnią kolejne "wrażenia" dla mózgu 😉
OdpowiedzUsuńUbawiłam się po pachy - jesteś niesamowita i naszła mnie taka refleksja - dobrze, że ja nie piszę bo na pewno zdiagnozowano by u mnie umysłowe poplątanie z pomieszaniem :)
OdpowiedzUsuńIstoty człekopodobne zwące się recenzentkami - w tym wypadku, mają w głowach pomysły, które nie przyszłyby na myśl ot tak, zwykłemu czytelnikowi, wydawcy, redaktorowi, a już na pewno nie autorce Iwonie Banach w tym wypadku...Ale Iwona, w sumie to masz szczęście, że dowiedziałaś się tego o sobie. Gdyby ta recenzentka się nie objawiła to co??? Żyłabyś w niewiedzy!
OdpowiedzUsuńWiadomo, czasami tak jest. Ja recenzentów kocham, ale czasami po prostu mi się ulewa :) I oczywiście przesadzam, ale to tylko dla zabawy.
UsuńNie kocham recenzentów, nie znoszę, ale czytam.
OdpowiedzUsuńCzytam i wyciągam wnioski.
Czasami to smutne, czasami zabawne...świadczą o osobie, która podejmuje się recenzji.
Irena-Hooltaye w podrózy
Iwonko, ludzie potrafią Ci wmówić, że rosół ze zdjęcia jest za słony :D Albo, że nie to nie boczek to słonina, albo, że to nie karkówka to boczek :D Pani się nie zna, oszukali Panią itp :D Mam wrażenie, że ówcześni ludzie często sobie uzurpują prawo do krytyki, chociaż ona nie miała by nic wspólnego z treścią. Szukają dziury w całym, by "dowalić" "a niech ma, ja robię to lepiej i tak". To bardzo polskie niestety...
OdpowiedzUsuńNiestety tak, na wielu poziomach masz rację. Ja się prawie nie odzywam, żeby nie wywoływać reakcji...
UsuńChyba kupię kilka Twoich książek może odkryję i ja coś? Aż dziw bierze że jeszcze ich nie mam. Chyba kryminał by mnie satysfakcjonował. Kurczę Zamówiłam książek na 250 zł i jutro kurier mi nie dostarczy ale są to głównie książki związane z nauką w szkole i dietą pudełkową dla insulinoopornych ha ha A mogłam wrzucić do koszyka i jeżeli byłaby w księgarni Twoje dwie książki denatach! 😁
OdpowiedzUsuńAle to są komedie, dla rasowych poważnych "kryminalistów" się nie nadają, no chyba, że się lubi szaleństwo i głupawkę.
UsuńJak to się mówi: nie ocenia się ksiązki po okładce, a pisarza po książce i fabule. Myślę, że w dzisiejszych czasach słowo krytyka nabiera innego znaczenia. Jest to bardziej hejt, atak niż krytyka
OdpowiedzUsuńTeraz nie pozostaje mi nic innego jak tylo sięgnąć po rzeczoną książkę i przeczytać ją wnikliwie. A nuż okaże się że ja też jestem złą matką :P To by było! :D
OdpowiedzUsuń