Zapanowała u nas nowa... listonoszka, bo pani Zofia, którą znam
od dwunastu lat rozchorowała się, po raz pierwszy na tak długo...
I co mam powiedzieć, zmiany, zmiany, zmiany...
Pani Zofia zawsze
starała się jak mogła, pomóc, donieść ( nawet jeżeli nie był
to polecony i ważył 3 kilo), ale znów powtarzam, do dobrego łatwo
przywyknąć, a do niektórych zmian niestety bardzo trudno, od
choćby do takiej, że w skrzynce jest awizo, choć... trzy osoby
siedziały plackiem w domu.
( Pani Zofio, niech pani szybko wraca do zdrowia!)
Niestety takie czasy. Wiadomo. Awizowana paczka była ciężka.
Naprawdę! Ważyła całe czternaście deko i miała gabaryty no,
w sumie kosmiczne jakieś 17 cm na 3. Rozumiem, że tej nowej ( i
młodej listonoszce) musiało to bardzo przeszkadzać.
Poszłam więc z samego rana na pocztę. Oczywiście trafiłam na
przerwę, ale to nie jest wina poczty, ja tak zawsze... Jak tylko
jakieś biuro, urząd, czy placówka dowiaduje się, że idę
natychmiast ogłasza przerwę.
Wyczekałam więc te pół godziny –
drugie okienko było czynne, ale przede mną dwadzieścia osób,
jedna ze stosem listów i jakąś książką do wpisywania, inna z
sześcioma rachunkami i trzema koleżankami
( które, wiecie panie
wcześniej tu stały i każda miała szesnaście rachunków, pięć
poleconych i ochotę na „jakąś ciekawą książkę kucharską
siostry Anastazji, ale nie tę, i tę też nie, o może tamtą...
Nie, też nie...)
Przetrwałam. Doszłam do okienka. Dostałam do reki tego giganta,
którego nie mogła dostarczyć listonoszka.
I paczka, choć można by nazwać ją „paczunią” przyszła z
Chin! Były tam na niej chińskie „krzaczki” więc pewnie
zawierała jakieś zarazki, albo co? Może dlatego pani bała się
jej tknąć?
W „macaniu” nie przypominała bomby, ale czy ja wiem jak w
„macaniu” zachowują się bomby? Zwłaszcza chińskie?
Okazało się, że to „jajecznica” - ja tak to nazywam, takie
coś do obcinania jaj... ( bez podtekstów – kurzych, kurzych) na
miękko, od mojej kochanej Alicji.
No i teraz będę eksperymentować...
Pociąga się tę kulkę do góry, a potem łup w dół i to ma
zadziałać.
Zdjęcie zrobiłam na „kurzym eksponacie surowym” za kulkę
nie odważyłam się pociągnąć zwłaszcza, że eksperyment odbywał
się przy komputerze, a jajka sadzone na klawiaturze to nie moja
specjalność.
Pani Zofii, życzę szybkiego powrotu do zdrowia, bo bez niej
oszaleję!
Ale śmieszne urządzenie! Czego to ludzie nie wymyślą! :) :)
OdpowiedzUsuńZapytaj czego nasza Alicja nie wymyśli :)
Usuńto taki twór z cyklu: "daj nam swoje pieniążki" :D
OdpowiedzUsuńale Pani Pani Iwono pisze tak cudnie że życzę Pani wielu takich przesyłek, a my będziemy czytać, czytać... :)
O dziękuję serdecznie uwielbiam wynalazki!
UsuńJa to szybciej i pewniej nożykiem zetnę.A z drugiej strony patrząc gadżet ciekawy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie... ciekawy i dziany, ale kocham takie zabawy!
Usuń