ZACHĘTA!
Moja nowa książka, która wyjdzie w wydawnictwie DRAGON 13 października, to ta, której napisania zdecydowanie odmówiłam, twierdząc, że kto jak, kto, ale NIE JA.
Istnieje jednak coś takiego, że podobno tylko "krowa nie zmienia zdania", więc nie chcąc być jednak krową, to zdanie zmieniłam.
Na zachętę, kawałek, choć rzadko to robię...
"W sumie tych amerykańskich naciągaczy dało się łatwo wyeliminować. Zazwyczaj wysyłali jakieś kradzione zdjęcia i wystarczył moment, żeby pokazać ciotce, że jej ukochany John sfotografowany na tle flagi Stanów Zjednoczonych nie jest żadnym Johnem, ale dopiero co zmarłym senatorem czy innym notablem, ma na imię Max albo Peter i od trzydziestu lat jest żonaty. Trochę gorzej było z amerykańskimi lekarzami pracującymi w Afganistanie, bo fotografowali się w maseczkach chirurgicznych. Ich zdjęć niestety nie dawało się z niczym porównać ani znaleźć na googielku.
"Ciotka nie znała angielskiego, a listy tłumaczone przez internetowy translator bywały naprawdę dziwaczne.
„Ja ty kochać na bardzo swoimi córka na odcinkach szkolnych tęsknimy, emerytura to dobrze aby otworzyć dom i szpital i pracować, zamożność posiadać potem”.
Kiedy jednak Zuzanna, znająca język, proponowała temu czy innemu rozmowę w imieniu ciotki, „narzeczony” natychmiast dostawał zapalenia gardła, zaniku łącza albo ataku całkowitej amnezji.
I tak rok po roku, miesiąc po miesiącu Zuzanna ratowała ciotkę z opresji, a ciotka stawała się coraz bardziej uparta w swoich matrymonialnych dążeniach i coraz ostrożniejsza. Nie, nie w stosunku do generałów, a w stosunku do Zuzanny. Po prostu przestała ją informować o swoich podbojach miłosnych i zaczęła wpadać w coraz to dziwniejsze sidła.
Ostatnio poznała kolejnego faceta i znów przepadła w jego błękitnych oczach. Tym razem wybranek był Polakiem z malowniczej miejscowości o nazwie Zmorzyn. Oświadczył się, a nawet zaczął remontować dom, żeby mogli razem zamieszkać.
No i można by powiedzieć, że układało im się doskonale, bo ciotka była szczęśliwa. Namiętnie i natrętnie udowadniała wszystkim dookoła, że poważne i trwałe internetowe związki istnieją, że takie wirtualne znajomości mogą przerodzić się w miłość na całe życie i zakończyć małżeństwem.
O tym, że czasami kończą się morderstwem przy użyciu tępego narzędzia, słuchać ani słyszeć nie chciała.
I było całkiem miło. Ciotka cała w skowronkach czekała, aż jej ukochany wyremontuje im gniazdko.
Problem w tym, że remont wlókł się niemiłosiernie i pochłaniał coraz większe ilości ciocinej gotówki, a do spotkania jakoś nie dochodziło. Za każdym razem coś mu stawało na przeszkodzie.
On nie mógł przyjechać, ale też robił wszystko, żeby ciotka do niego nie przyjeżdżała.
Wciąż następowały jakieś kataklizmy. A to jego matka zachorowała, a przecież jest dobrym synem i nie może zostawić staruszki, a to rura pękła, a to tynk odpadł. Było to możliwe, ale jakoś nie do końca wiarygodne. Kiedy tylko ze strony ciotki padała propozycja spotkania, jemu nagle zdarzała się kolejna spektakularna katastrofa.
Facet o imieniu Amadeusz – co bardzo niepokoiło Zuzannę i jej zdrowy rozsądek – był przystojnym pięćdziesięciolatkiem, któremu różnica wieku (ciotka Malwina była tuż po pięćdziesiątce) zupełnie nie przeszkadzała. On ją kochał. Ciotkę, nie różnicę.
I to Zuzannę też martwiło. Poważnie. Kiedy jednak dowiedziała się, że ciotka wpakowała w swoją nową miłość (z którą z pewnością nawet jeszcze nie rozmawiała przez telefon) już dwadzieścia tysięcy złotych, zmartwiła się nie na żarty".
Ekstra takiej książki właśnie szukałem, teraz koniecznie muszę znaleźć odrobinę czasu i zanurzyć się w lekturze, dziękuję za polecenie.
OdpowiedzUsuń