Recenzje moich książek

Strony

Strony

piątek, 26 lipca 2019

Okruchy lustra - teatralnie.

 AGNIESZKA PYZEL

OKRUCHY LUSTRA

MUZA


Życie w pewnym sensie jest teatrem, jest nim po prostu dlatego, że jakoś zawsze się kreujemy, ukrywamy coś, coś innego uwydatniamy. Teatr za to jest życiem. Nie, nie żartuję. Środowisko aktorskie rządzi się innymi prawami i inaczej działa niż każde inne środowisko, i każde inne miejsce pracy, bo w teatrze realność miesza się z nierealnością. 

Obdarzeni szczególną wrażliwością ludzie teatru często mylą scenę z życiem. 

„(…) tak łatwo można się zakochać w pozorach, w cudzej roli, w cudzym życiu, barwie głosu i w tym, kto jak siebie kreuje na scenie”. 

Teatr to zawsze pewna względność uczuć, a Michalina jest aktorką, miota się między Warszawą, gdzie nie ma szans na angaż i prowincją, gdzie gra, ale też miota się życiowo, między… miłością swojego życia, w jakimś sensie nieodkrytą do końca, a innymi miłościami. 

Książka stylizowana na autobiografię pokazuje świat od tej strony od której widzi go i odczuwa główna bohaterka. Jej świat jest naznaczony miłością do jednego mężczyzny, ale to miłość wyniszczająca, niepewna, niestabilna, a bohaterka się miota między tym czego nie może mieć, a tym co ma, choć bez „mitycznego” poczucia, że to jest właśnie to szczęście, o którym tak marzy. 

Główna bohaterka jest niestabilna emocjonalnie, skrajnie wrażliwa i nieco chaotyczna w swoim podejściu do życia, a to podejście może trochę dziwić. Kocha, nie kocha, a może kocha dwóch mężczyzn naraz? Zdradza, ale nie chce być zdradzana. Chce ideału, ale rozmienia się na drobne, żeby tylko nie być sama, żeby coś mieć… 

Ta książka to ciekawa opowieść o teatrze… życia. I o życiu w teatrze. Trochę odbrązawiająca typowy książkowy „romantyzm” z tym „długo i szczęśliwie”, trochę pokazująca, że powieść romantyczna nie musi być typowym „romansidłem” i da się wpleść w nią o wiele bardziej skomplikowane przesłanie, że „happy endy” istnieją, choć wcale nie takie jakie sobie wymarzyliśmy, i może dlatego ich nie zauważamy, a młodzieńcze porywy serc bywają czymś bardzo istotnym, bo młodzieńcza miłość nieskażona wyrachowaniem pozostaje na całe życie, ale bywa też pełnie nieporozumień i niezrozumienia. 

Powiem szczerze, że dla mnie istotną wartością tej powieści jest to, że mimo iż jest to romans, albo „w pewnym sensie” romans to jednak nie jest to powieść ani ckliwa, ani łzawa. 

To po prostu opowieść o z pozoru udanym, szczęśliwym życiu i tym co się kotłuje pod jego powierzchnią. 

Przyznam, że jako czytelniczka nie przepadająca za romansami i od ckliwości raczej stroniąca książkę przeczytałam z dużym zaciekawieniem. 

Wy też z pewnością będziecie nią zaciekawieni o ile nie nastawicie się na ociekające lukrem słodkie sceny miłosnych porywów i rozrywające serca dialogi. 

To tylko życie… A może aż życie? Warto przeczytać!

2 komentarze:

  1. Dziękuję za tę recenzję! Chyba nikt tak wnikliwie nie przeczytał mojej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przyznam szczerze trochę się obawiałam ckliwości, a tu takie zaskoczenie. Niezwykła książka.

      Usuń