Recenzje moich książek

Strony

Strony

niedziela, 13 stycznia 2019

O bardzo bezpiecznych - niebezpiecznych recenzjach.... wrednie!


Ostatnio czytałam trochę recenzji w sieci i zdałam sobie sprawę, że istnieje grupa ludzi, przede wszystkim początkujących, którzy recenzje piszą „bezpiecznie”, to znaczy tak, aby nikogo nie wkurzyć. Dopiero zaczynają więc nie chcą nikomu nadepnąć na odcisk nieprzychylną, albo (o tak, tak) za bardzo przychylną recenzją. Poza tym nie są pewni, czy książka powinna im się spodobać czy też nie…. 

A kogo mogą wkurzyć? 

Autora, oczywiście rodzimego, bo obcojęzycznym to „dynda obojętnym kalafiorem”, ale rodzimy autor może być groźny, zieje ogniem, grozi paluchem, siecze słowem jak nożem, a słowa potrafią ranić! ( Nie każdy autor oczywiście, ale lepiej uważać) 

Można wkurzyć blogerów, i to bardzo, bo oni najczęściej potrafią pisać, o język dbają i jak ktoś napisze w tekście coś takiego „ nie którzy faceci, na prawdę oboje bali się pszes półtorej roku” - to wszystkich skręca. Szczególnie blogerów, bo oceniani są często hurtem w stylu, patrzcie, patrzcie jak to blogerzy nie potrafią pisać po polsku! 

Można wkurzyć wydawcę, ale to się też nie opłaca, bo książkę dostać by się chciało. Jakąś, kiedyś...Może… 

Istnieją oczywiście internetowi znajomi. Ich wkurzyć też można, choć nie należy, A przecież pani A "nienawidzi pani B, ta zaś nie poleca książek pani X bo pani Z powiedziała, że kiepskie, jest też pani G, która nienawidzi wszystkich i pani F, która wszystkich opluwa, bo sama jest najlepsza. Są też inne A,B,C,D,E,F,G,H… - zbieżność inicjałów przypadkowa. A wiadomo jak ktoś kocha H to nie może lubić K. To logiczne. Tu trzeba rozważyć bieg przez płotki i slalom. 

I napisać co w stylu: 

Książka nie najlepsza ( brawa od pani A), ale można ją jakoś przeczytać ( brawa od pani G) choć czytało się lekko i przyjemnie ( zgroza w oczach pani Z) to jednak coś tu nie gra ( wszyscy zadowoleni i cały alfabet bije brawo)”

Nie należy wkurzać literackich bojówek, które pójdą w bój na pierwsze skinienie ulubionego autora. Potrafią rozszarpać na strzępy każdy profil internetowy. 

Stąd zapewne takie kwiatki, które postaram się przetłumaczyć: 

Książka nie była genialna, ale dało się przeczytać” - to coś w stylu, „Nie dali kawioru, musiałam jeść kaszankę!”. 

Nie czytam takich książek, ale postanowiłam spróbować i strasznie się zawiodłam” - w wolnym tłumaczeniu na język kulinarny: „Jestem weganką, ale postanowiłam zjeść schabowego i o zgrozo okazało się, że on jest z mięsa!” 

Nie lubię książek tej autorki, ale postanowiłam dać jej szansę” - tym razem język modowy: „ Noszę rozmiar 54, postanowiłam przymierzyć spodnie w rozmiarze 36, nie pasowały, więc wzięłam ten sam rozmiar tylko czerwone i wiecie co?! To szok, były za małe!” 

Książka nudna, ale dobrze się czytało” - „Żarcie bez smaku, dzięki Bogu się nie otrułam”. 

Zazwyczaj nie czytam takich lekkich powieści, ale wpadła mi w ręce...” - to coś w stylu, „O mój Boże! Trzy lata diety, a teraz skusiłam się na lody! Zaraz utyję!” 

Stanowczo za dużo dialogów, a za mało charakterystyk postaci oraz opisów” - „O, autorka nie napisała „Nad Niemnem”, coś podobnego, przecież tak nie wolno!” 

Czy prosto jest trafić w czyjeś poczucie humoru? Bynajmniej. Tym samym podziwiam autorów, którzy próbują, mimo że nie zawsze są ze mną kompatybilni” - w dowolnym tłumaczeniu – „Autorze, chcesz napisać komedię, najpierw napisz do mnie podanie o zezwolenie, sprawdzimy kompatybilność, co?” 

A przecież takich „kwiatków” jest więcej… każdy ma swoje. No więc, podzielicie się?! I NIE CHODZI mi o recenzje, dobre czy złe, ale o takie właśnie cudeńka.

12 komentarzy:

  1. Gdziekolwiek publikuję moje recenzje, zawsze odpowiadam na komentarze zarówno pozytywne, jak i negatywne. Nawet wtedy, kiedy ktoś zjadliwie pytał mnie, dlaczego zdecydowałem się na lekturę powieści na pewno złej. Przecież takie są opinie większości... Czy muszę mieć złe zdanie o autorce/autorze? Zupełnie świadomie nie czytam recenzji jednej tylko osoby, według której wszystkie powieści przeczytane przez nią są nic niewarte. Chyba po prostu ma pecha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam na myśli osoby o wiele mniej wyrobione czytelniczo. Takie, które same jeszcze nie wiedzą o co w tym pisaniu chodzi, ale zamiast poczytać rzucają się na głęboką wodę trochę bezładnie usiłując zadowolić wszystkich i każdego z osobna, a to raczej trudne do osiągnięcia.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Takie pisanie określam krótkim zwrotem, może trochę krzywdzącym - "pod publiczkę". Spotkałem się z opiniami ludzi, którzy sami nie napisali słowa o swoich lekturach, albo nie zostawili śladu swojej "twórczości". Ich posty pokazywały jedynie sympatyczne tzw. "pieski i kotki". Do furii doprowadzały mnie komentarze: Nie czytałem/am żadnej książki tej autorki, ale słyszałam...

      Usuń
  2. To, do Pani serii charakterow. Prostownik; krytyk literacki. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwy krytyk literacki z wiedzą merytoryczną to ktoś dla mnie genialny.

      Usuń
  3. O pani. Takich populistów się nie czyta. Są też tacy co mają gdzieś kogo obrażą i jeśli trafi się w podobny gust to skarbnica tytulow. Tutaj taki przyklad https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=442786342926388&id=296533507551673

    OdpowiedzUsuń
  4. Buahaha :-)
    SIĘ uśmiałam :-)
    Świetny tekst!
    Niestety prawdziwy.
    Mam nadzieję, ze moich recenzji nikt tak nie odbiera ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "niestety" niemożliwe, piękne teksty o pięknych książkach, muszę zapisać adres bloga. Uwielbiam książki dla ludzi w młodszym wieku, i tych w całkiem młodym tez.

      Usuń
  5. Ale się urehotałam. Bardzo fajny wpis. Co ciekawe młodzi recenzenci, Ci którzy przeczytali wszystkiego tomy jakiejś serii, zawsze znajda do nie nawiązania, nawet jeśli książki powstały w zupełnie innej kolejności.
    Merytoryczną krytyka jest spoko, ale wariatów nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo wspieram debiutantów, w każdej dziedzinie, bo nie tylko ja mam prawo pisać, a każdy debiutantem kiedyś był, ale nie wszystkich, tylko tych, którzy coś potrafią, coś sobą reprezentują i nie pojedli wszystkich rozumów bez musztardy :)

      Usuń