Trzeba powiedzieć, że zawsze interesowało mnie to swoiste rozdwojenie jaźni jakie widzę często u ludzi korzystających z mediów społecznościowych. Pewnie i wy to zauważyliście. Im gorsza wiadomość tym większa oglądalność.
Wojny, powodzie, końce świata….
Makabra, masakra i (chyba) kobiety wyglądające jak śpiewające karpie, które postanowiły przegryźć ci gardło w takt kolędy, albo, e… w każdym razie czegoś co kolędę ma przypominać święcą triumfy. Gwałty, morderstwa oraz robaki w cukierkach też, a dobre wiadomości? NIC, zero!
Dlaczego?
Chyba tylko dlatego, że teraz już tylko reklamy mają wydźwięk pozytywny ( niegramatyczny, drętwy, zagrany tak, że płakać się chce, ale pozytywny!) no, a reklamom już nikt nie wierzy…
Inaczej jest z literaturą.
Inaczej, żeby nie powiedzieć odwrotnie! Ludzie ( no w zasadzie kobiety, ale jestem zwolenniczką tej jakże kontrowersyjnej tezy, że kobieta też człowiek) kupują książki pozytywne, lekkie, miłe, słodkie, ckliwe i przyjemne….
I to mnie zastanawia. Czy mają one być odskocznią? ( One, te książki, nie kobiety) A może ze względu na to, że nikt jeszcze nie stworzył książki z reklamami jakoś bardziej im się wierzy?
Że jednak literatura?
A może mamy już dość karpioreptilian żywiących się kolędami i popularnością?
A może mamy ochotę czasem poczytać o matce, która nie zamordowała swojego dziecka? Ojcu, który go nie zgwałcił, babci, która nie rozprowadzała narkotyków…
O jakichś dobrych ludziach…
Oni przecież muszą gdzieś istnieć!
Wiem, ludzie się burzą, że teraz w literaturze to same słodkości, od których robi się mdło, ale skoro ktoś chce to kupować i czytać, to nic nam do tego…
Poza tym mózgowi też jest potrzebny „płodozmian” . W mediach „czarna dziura”, hejt, polityka i makabra, a w książkach „różowa mgiełka” i co wy na to?
Ja za słodkościami nie przepadam, a wy?
Jeżeli czytacie napiszcie co i dlaczego? Może i ja się skuszę, bo czasami czarna dziura pochłania nawet mnie.
Jeżeli nie czytacie, to napiszcie jak radzicie sobie z tą czarna dziura rzeczywistości :)
Polskie pisarki też ( często odsądzane od „czci i wiary”) też piszą takie leciutkie mgiełkowate książki… Dużo ich tuż przed świętami, no i jak? Co sądzicie?
Ja już w 2007 roku napisałem książkę dla dzieci, w której są problemy (dla nich poważne!) a jednak już wtedy oni zauważyli ten trend w mediach do podawania okropności. Wymyślili coś - pomysł na portal, który podaje tylko pozytywne wiadomości. No, ale to było 11 lat temu... ;)
OdpowiedzUsuńO podaj tytuł, na pewno zdobędę!
UsuńInna sprawa, że to przeraża...
Lubię książki miłe. To odskocznia od ohydy, brudu i świństwa, które włażą we mnie wszystkimi dziurami i nie pytają, czy wolno.
OdpowiedzUsuńWłasnie... Miłe mogą być naprawdę miłe. Odskocznia od codzienności, odskocznia od chamstwa... Wiesz jak jest, ja w książkach klnę, ty tego nie lubisz, ale to nie przeszkadza nam lubić się nawzajem :)
UsuńFakt: bardzo Cię lubię.
OdpowiedzUsuńI wzajemnie bo co innego człowiek, a co innego jego pisanie :P
UsuńNie da się czytać jak sam miód. No ni cholery.
OdpowiedzUsuń