Luba Winogradowa
SNAJPERKI
ZNAK
Związek
Radziecki miał od zawsze wiele twarzy, jedną „na zewnątrz”
drugą do wewnątrz czyli zupełnie inaczej widział go obcy, a
inaczej własny obywatel i nie było to bynajmniej przeoczenie, a
raczej celowe czynności prowadzące do „ocieplenia” wizerunku w
świecie.
Stosunek
do kobiet był w Rosji radzieckiej także dość szczególny gdyż
jak twierdziło wielu „ w ZSRR” seksu nie było, choć jak
wiadomo jednak był, bo obywatele jedno a państwo drugie, były też
wolna miłość w „usługowych komunach” w ramach tezy o
obumieraniu rodziny. Był też prześmiewczy dekret o „uspołecznieniu
pań i panienek”, który wzięty na poważnie proponował, by
wszystkie kobiety od 18 do 50 roku życia uznać za własność
państwową.
Dlaczego
o tym piszę? Bo tak czy tak kobiety w ZSRR nie miały łatwo.
Snajperki
to książka o kobietach walczących w szeregach armii w czasie II
wojny światowej, a właściwie o snajperkach.
Powołane
do armii, ale uznane za ochotniczki, żeby lepiej wyglądało nie
miały w wojsku łatwego życia. Nie muszę mówić chyba dlaczego!
Nawet teraz kobiety w armii ( w każdej, niezalezienie od państwa)
narażone są na molestowanie, gwałty i szykany, a one, kobiety w
radzieckim wojsku nie mogły nawet tego zgłosić, czy poskarżyć
się przełożonym z wielu względów, także i dlatego, że to
właśnie oni byli sprawcami. Wojna, to nie łąka pełna
stokrotek.
Te,
które przetrwały nie były witane z otwartymi rękami ani przez
znajomych, ani przez rodziny, często traktowano je jak prostytutki.
Wbrew pozorom istniała jakaś pozaradziecka moralność i to w co
wierzyło państwo często nijak się miało do tego w co wierzył
jego pochodzący z zapadłej wsi i w pewien sposób „konserwatywny”
w sprawach damsko męskich obywatel, mąż, brat, ojciec…
Książka
opisuje losy wielu kobiet żołnierek. Bardzo wielu. Nie wiem nawet
czy ten ogrom postaci i nazwisk, imion i frontowych losów trochę
nie przytłacza, niemniej jednak kilka postaci zostało pokazanych
nieco bliżej, jak choćby Ludmiła Pawliczenko, której waleczność
i frontowe dokonania tak promowane przez ZSRR autorka podaje w
wątpliwość.
Opis
jej propagandowej podróży do USA, Wielkiej Brytanii i Kanady byłby
naprawdę zabawny, gdyby nie chodziło o wojnę, a ta w Europie
trwała w najlepsze.
Radzieccy
żołnierze, w tym i kobiety byli traktowani przez własną armię
jak zwykłe „mięso armatnie” , bo armia zrezygnowała nawet z
nieśmiertelników chcąc zaoszczędzić na pogrzebach…
A
jednak książka nie jest jakimś manifestem przeciw ZSRR, a powie
scia oddającą bohaterstwo kobiet, żołnierek, snajperek, które
naprawdę przyczyniły się do zwycięstwa nad hitlerowcami. Kosztem
życia, rodzin, odtrącenia i koszmarów, głodu i kalectwa…
To
bardzo ciekawa książka, którą czyta się z ogromną fascynacją.
To zapis losów ludzi zapomnianych, zapis ich decyzji, rozterek (
tak, wbrew pozorom i rozkazom kobiety radzieckie miewały rozterki
choć nie wolno im było o tym mówić), a w końcu i powojennych
losów niektórych z nich.
Powiem
szczerze, że książka jest niesamowita, oczywiście dla czytelnika,
który interesuje się i formą i tematem bo nie jest to powieść, a
nie każdy kocha takie opracowania, reportaże historyczne, opowieści
o ludziach, ich czasach, radościach i dylematach.
Dużym
atutem książki jest ogrom przypisów z których możemy dowiedzieć
się więcej i wykazują jak bardzo benedyktyńskiej pracy podjęła
się autorka mierząc się z tym tematem.
Żałuje
jednak, że przypisy zostały umieszczone z tyłu książki co
odrobinę utrudnia jednak czytanie. Należę do osób, które
przypisów nie omijają, stąd mój problem.
Na
koniec ( choć we wstępie) Luba Winogradowa zadaje ciekawe pytanie.
„Jak
wiele osób z mojego pokolenia, pokolenia dzieci pierestrojki
poszłoby walczyć za ojczyznę i byłoby gotowych dla niej zabijać?"
Obyśmy
nigdy nie poznali na nie odpowiedzi.
Książka
warta ze wszech miar przeczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz