Jutro Międzynarodowy Dzień Pisarza,
więc, żeby w jutrzejszym zalewie życzeń nie zniknąć
postanowiłam złożyć życzenia już dziś i nagle zdałam sobie
sprawę, że nie wiem komu mam je składać.
Pisarz pisarzowi nie równy i nie każdy
pisarz to naprawdę pisarz. Czyli należałoby się zastanowić kto
tym pisarzem jest. Bo po co życzenia w pustkę słać?
Oczywiście zaraz wyjdzie proste
stwierdzenie, że pisarz to ktoś, kto pisze książki. Widzieliście
instrukcję obsługi pierwszej lepszej pralki? 360 stron maczkiem...
I tu ktoś powie NIE POZWALAM i nie będzie miał racji!
Czytaliście
te cudne zdania wielokrotnie i bez sensu złożone w stylu „gdy on
zadusić klawisza B łatwy wylew zlewu do otwór gębowy ściany?
Albo „przypiąć gniazdka zawierającego bolec łatwy dostęp i
otwarty czynnikiem wtórnym biegu”? Toż to kryminał czystej wody,
a może i nawet pościeli. To poezja!
A taki poeta, co wydał książkę to
pisarzem jest, czy może jednak nie, bo skoro jest poetą, to mu
wystarczy? Przecież nie można tak podwójnie... Nikt mu na to nie
pozwoli. W końcu w życiu proza nie jest niczym fajnym, ale w
literaturze to dobro najwyższe. Proza, nie życie.
Wróćmy jednak do bycia pisarzem...
Czy ten pisarski „aspirant” książkę
musi wydać żeby zostać pisarzem, czy wystarczy, że ją napisze?
Bo to przecież nie zawsze to samo. No i czy liczy się wydawnictwo?
Już kiedyś o tym pisałam. Niektórzy uważają, że pisarzem jest
tylko ten, kto nigdy, przenigdy nie dołożył grosza do wydania
swojej powieści, co prawda skreślają wówczas kilka znanych ( i
uznanych) osobistości świata literackiego, ale w skreślaniu
jesteśmy piekielnie zacięci, więc nikomu to nie przeszkadza.
W oczach niektórych, jeżeli ktoś
wydał powieść za własne pieniądze to przekreślił się już na
zawsze i może sto książek wydać w renomowanych wydawnictwach, a
i tak nic mu to nie pomoże.
- No co ty? Czytasz go/ją?
- Przecież zaczynała za własne
pieniądze!
( określenie „własne pieniądze”
brzmi tu mocno negatywnie i nawet „kradzione pieniądze” w tym
układzie wyglądają dużo lepiej)
Są tacy, którzy idą dalej. Otóż
wydanie książki w renomowanym wydawnictwie pisarzem nikogo nie
czyni, jeżeli książka jest kiepska. Słyszałam takie teksty...
- Ona uważa się za pisarkę? Co za
czasy!
- No, ale wydała dziesięć powieści!
- Dziesięć powieści? Też mi coś?
To gnioty! I kto to czyta?
Niby to czytelnik powinien decydować
co mu się podoba, a co nie, ale nikt nie ma zamiaru mu na to
pozwolić. Toż to byłaby anarchia.
- Ona sprzedała miliony egzemplarzy!
- To nawet nie są gnioty, to się nie
liczy!
- Ludzie ją kochają!
- Jacy ludzie? Jacy ludzie... To
niedouki, kucharki i inne takie...
Czyli nie wystarczy napisać, nie
wystarczy wydać, nie wystarczy mieć czytelników i gigantyczną
sprzedaż, trzeba jeszcze... zostać uznanym za pisarza, ale przez
kogo? Kto ma tę moc sprawczą? Jak widać, nie mogą to być „
niedouki, kucharki i inne takie”. ( ja co prawda kwalifikuję się
do „takie inne”, ale jednak się kwalifikuję), więc oceniać mi
nie wolno.
Wkrótce sytuacja może się jednak
zmienić.
Otóż podobno niedawno przy jednym ze
znanych uniwersytetów powołano do życia wydział „Gniotologii
stosowanej”, który będzie kształcił zawodowych gniotologów,
będą wydawać opinie „gniototwórcze” i będą decydować, o
byciu pisarzem, a wszelkie podszywanie się lub jakaś pisarska
samowolka karana będzie wykreśleniem z planów wydawniczych na co
najmniej pięć lat.
Jak znam życie, na pewno się
przyjmie.
Ja jednak chyba znalazłam złoty
środek! Wszystkiego najlepszego dla każdego, kto uważa się za pisarza!
Mnie taka rekomendacja wystarczy.
I teraz mam wątpliwości. Bo nie wiem, czy ja powinnam uważać się za pisarkę? A jak ktoś powie, że gniot? Bo mówią! <3 Iwonko, Tobie wszystkiego najlepszego:)))
OdpowiedzUsuńTeraz książek się nie czyta, bo się je pisze. Każdy sobie taką, jaką chce mieć na półce. Inne są zbędne.
OdpowiedzUsuńTo ja jakaś nienormalna jestem, i czytam, i piszę i tłumaczę... Niestety ja za dużo czytam, co wieczór jedna, czasem dwie, nie nadążyłabym z pisaniem, ale pomysł genialny :)
Usuń