Konkursy to cud, miód i kilo pieprzu.
Pieprz lubię, ale nie z miodem i nie wtedy kiedy się z niego robi
czasownik ( ten dwuznaczny).
Głośno ostatnio w sieci o
konkursach... na książkę, roku, miesiąca... a może nawet
wtorku, w każdym razie o konkursach na najlepszą książkę ( taką
już napisaną i wydaną, a nawet, przez wielu, przeczytaną) i
rozlewa się wokół tych konkursów plama wielobarwnego hejtu oraz
rozgrzanej do czerwoności dyskusji.
Sypią się rady i porady dla
organizatorów, mimo iż organizatorzy o nie nie proszą, bo jako
organizatorzy sami wiedzą co robią i czego chcą.
Jedna z porad brzmi, żeby wykluczyć z
konkursu dzieła „wielkich”, bo inaczej ci „mniejsi” się nie
przebiją. Zamysł bardzo interesujący choć nieco chyba
kontrowersyjny. W literaturze antonimem określenia „wielki”
często wcale nie jest mały, ale „mierny”. Kto by chciał
wówczas wziąć udział w takim konkursie?
Już widzę dziesiątki smutnych buziek
na Facebooku ogłaszających, że „to straszne, nie wykluczyli
mnie z konkursu, co ja powiem żonie?”, albo „Spotkała
mnie życiowa tragedia, moja książka została zgłoszona!” „
Ktoś bezczelnie i po chamsku zniszczył mi karierę! Zgłosili
mnie! Idę się pociąć.”
Już słyszę jak łamiącym się głosem
ten czy ów autor błaga z płaczem, żeby go wykreślić. Bo
on... Tak, tak jest wielki. Nie ważne co mówią inni i że tak nie
można! Nie wolno! Nie wypada!
„Wielkość” w dziedzinie
literatury jest mocno względna toteż można się spodziewać
koszmaru. Ktoś przecież w konkursie musiałby startować. Byłyby
to chyba pierwsze w historii konkursy do których pisarze szli by z
łapanki”, albo za karę. Taki na przykład wydawca niepokornemu
autorowi mógłby powiedzieć tak:
- Nie rzucaj się, podpisuj bo jak nie
to zgłoszę twoją książkę do konkursu!
A jaki to byłby wtedy wstyd...
Oczywiście czysto hipotetyczny, ale
jednak.
Najpierw jednak należałoby określić
w miarę realistycznie na czym polega „wielkość”. Należałoby
zadać sobie kilka ważnych pytań.
Na przykład takich:
Czy dwie
powieści kwalifikują autora do określenia wielki? Ile muszą mieć
stron? Czy liczą się e booki? A może autor powinien pokazać wyniki
sprzedaży?
Czy zasięg grup fanowskich na Facebooku jest brany pod uwagę?
No, a self? Czy powieści wydane ze
współfinansowaniem liczą się do wielkości?
Wywiady w pismach, ale w jakich? Internetowe się liczą?
No i przydałoby się kilka
zaświadczeń, od wydawcy, od kilku zaprzyjaźnionych bibliotek, może
nawet od lekarza rodzinnego, w sumie pomóc nie pomoże, ale i nie
zaszkodzi.
I jak w takim przypadku wyglądałoby
ocenianie? W chwili obecnej konkursy tego typu wygrywają ( o ile nie
ma jakiegoś konkretnego JURY) osoby, które mają dużą liczbą
znajomych, nie zawsze czytelników, sami wiemy, że nie raz ludzie
głosowali „po przyjaźni”, a nie „po przeczytaniu”. W ten
sposób autor dostaje lajki i „żebrolajki”, jak to się często
nazywa.
Tyle, że duża ilość lajków oznacza
pewną „wielkość” autora, a więc automatyczne wykluczenie z
konkursu. Jest więc możliwość, że wygrać powinien ten, kto
lajków ma najmniej?
Już wyobrażam sobie ( hipotetyczną) rozmowę w bibliotece:
- A tego Iksińskiego, to warto przeczytać? Dobry jest?
- No, nie wiem, nie wiem, w zaufaniu pani powiem, że zgłosili go do konkursu. Nigdy się po tym nie pozbierał.
W dobie internetu ludzie potrafią
czepić się wszystkiego, nawet JURY. Bo ten zna tego, a tamten
tamtego i w ogóle „lajkują sobie posty, no i mają siebie w
znajomych! To niedopuszczalne!”
Ale JURY wybierające książkę w
takim konkursie narażone byłoby na o wiele gorszą presję.
Ponieważ żaden autor nie chciałby wygrać. Jego członkowie dostawaliby listy tej mniej więcej treści:
Zmarnowałeś mi życie draniu! Odwołaj to pierwsze miejsce bo inaczej...
Bo jaka na takiego pisarza czekałaby nagroda? Medal z
napisem „Mierny pośród miernych”?
Jak wygrywać to z lepszymi od siebie,
a nie „z miernymi naprzód iść” trawestując wieszcza. Niech
organizatorzy sami sobie ustalają regulaminy konkursów, a my
piszmy... To chyba umiemy najlepiej.
Czytałam już o tej burzy w szklance wody i kompletnie nie rozumiem, ale chyba taka nasza natura, by we wszystkim szukać dziury. Przy okazji sprawdziłam, że mojej książki nikt nie zgłosił, więc mogę czuć się WIELKA. Hi, hi. :) Tej myśli się trzymam. :)
OdpowiedzUsuńUważaj, bo jeszcze cie zgłoszą! ja mam lepiej, nic w zeszłym roku nie wydałam, czy to się liczy doi wielkości nie wiem, ale zawsze mogę wierzyć, że tak... T jest MYŚL!
OdpowiedzUsuńTrzymajmy się tej wielkości jednak. :) :)
Usuń