Recenzje moich książek

Strony

Strony

wtorek, 6 lutego 2018

O wstydzie... i o konkursie - hipotetycznym...

Konkursy to cud, miód i kilo pieprzu. Pieprz lubię, ale nie z miodem i nie wtedy kiedy się z niego robi czasownik ( ten dwuznaczny). 

Głośno ostatnio w sieci o konkursach... na książkę, roku, miesiąca... a może nawet wtorku, w każdym razie o konkursach na najlepszą książkę ( taką już napisaną i wydaną, a nawet, przez wielu, przeczytaną) i rozlewa się wokół tych konkursów plama wielobarwnego hejtu oraz rozgrzanej do czerwoności dyskusji.


Sypią się rady i porady dla organizatorów, mimo iż organizatorzy o nie nie proszą, bo jako organizatorzy sami wiedzą co robią i czego chcą.

Jedna z porad brzmi, żeby wykluczyć z konkursu dzieła „wielkich”, bo inaczej ci „mniejsi” się nie przebiją. Zamysł bardzo interesujący choć nieco chyba kontrowersyjny. W literaturze antonimem określenia „wielki” często wcale nie jest mały, ale „mierny”. Kto by chciał wówczas wziąć udział w takim konkursie? 

Już widzę dziesiątki smutnych buziek na Facebooku ogłaszających, że to straszne, nie wykluczyli mnie z konkursu, co ja powiem żonie?”, albo „Spotkała mnie życiowa tragedia, moja książka została zgłoszona!” „ Ktoś bezczelnie i po chamsku zniszczył mi karierę! Zgłosili mnie! Idę się pociąć. 
Już słyszę jak łamiącym się głosem ten czy ów autor błaga z płaczem, żeby go wykreślić. Bo on... Tak, tak jest wielki. Nie ważne co mówią inni i że tak nie można! Nie wolno! Nie wypada!

„Wielkość” w dziedzinie literatury jest mocno względna toteż można się spodziewać koszmaru. Ktoś przecież w konkursie musiałby startować. Byłyby to chyba pierwsze w historii konkursy do których pisarze szli by z łapanki”, albo za karę. Taki na przykład wydawca niepokornemu autorowi mógłby powiedzieć tak:
- Nie rzucaj się, podpisuj bo jak nie to zgłoszę twoją książkę do konkursu!
A jaki to byłby wtedy wstyd...
Oczywiście czysto hipotetyczny, ale jednak.

Najpierw jednak należałoby określić w miarę realistycznie na czym polega „wielkość”. Należałoby zadać sobie kilka ważnych pytań. 
Na przykład takich: 
Czy dwie powieści kwalifikują autora do określenia wielki? Ile muszą mieć stron? Czy liczą się e booki? A może autor powinien pokazać wyniki sprzedaży? 
Czy zasięg grup fanowskich na Facebooku jest brany pod uwagę?

No, a self? Czy powieści wydane ze współfinansowaniem liczą się do wielkości?
Wywiady w pismach, ale w jakich? Internetowe się liczą?

No i przydałoby się kilka zaświadczeń, od wydawcy, od kilku zaprzyjaźnionych bibliotek, może nawet od lekarza rodzinnego, w sumie pomóc nie pomoże, ale i nie zaszkodzi.

I jak w takim przypadku wyglądałoby ocenianie? W chwili obecnej konkursy tego typu wygrywają ( o ile nie ma jakiegoś konkretnego JURY) osoby, które mają dużą liczbą znajomych, nie zawsze czytelników, sami wiemy, że nie raz ludzie głosowali „po przyjaźni”, a nie „po przeczytaniu”. W ten sposób autor dostaje lajki i „żebrolajki”, jak to się często nazywa.

Tyle, że duża ilość lajków oznacza pewną „wielkość” autora, a więc automatyczne wykluczenie z konkursu. Jest więc możliwość, że wygrać powinien ten, kto lajków ma najmniej?

Już wyobrażam sobie ( hipotetyczną) rozmowę w bibliotece: 
- A tego Iksińskiego, to warto przeczytać? Dobry jest?
- No, nie wiem, nie wiem, w zaufaniu pani powiem, że zgłosili go do konkursu. Nigdy się po tym nie pozbierał.

W dobie internetu ludzie potrafią czepić się wszystkiego, nawet JURY. Bo ten zna tego, a tamten tamtego i w ogóle „lajkują sobie posty, no i mają siebie w znajomych! To niedopuszczalne!”
Ale JURY wybierające książkę w takim konkursie narażone byłoby na o wiele gorszą presję. Ponieważ żaden autor nie chciałby wygrać. Jego członkowie dostawaliby listy tej mniej więcej treści:

Zmarnowałeś mi życie draniu! Odwołaj to pierwsze miejsce bo inaczej...

Bo jaka na takiego pisarza czekałaby nagroda? Medal z napisem „Mierny pośród miernych”?

Jak wygrywać to z lepszymi od siebie, a nie „z miernymi naprzód iść” trawestując wieszcza. Niech organizatorzy sami sobie ustalają regulaminy konkursów, a my piszmy... To chyba umiemy najlepiej.







3 komentarze:

  1. Czytałam już o tej burzy w szklance wody i kompletnie nie rozumiem, ale chyba taka nasza natura, by we wszystkim szukać dziury. Przy okazji sprawdziłam, że mojej książki nikt nie zgłosił, więc mogę czuć się WIELKA. Hi, hi. :) Tej myśli się trzymam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważaj, bo jeszcze cie zgłoszą! ja mam lepiej, nic w zeszłym roku nie wydałam, czy to się liczy doi wielkości nie wiem, ale zawsze mogę wierzyć, że tak... T jest MYŚL!

    OdpowiedzUsuń