JUNG CHANG
„Dzikie łabędzie – trzy córki
Chin
Wydawnictwo ZNAK
„Dzikie łabędzie – trzy córki
Chin” to książka, która łączy w sobie i powieść i coś w
rodzaju dokumentu, bo przytoczona w niej historia rodzinna jest jak
najbardziej autentyczna. To opowieść o losach kobiet z jednej
rodziny, losach związanych z Chinami ich tradycją kulturą i
historią, a historia tego państwa jest bardzo skomplikowana i
niejednoznaczna. Nie chodzi tu jedynie o Mao, ale też i o okupację
japońską czy Kuomintang.
Inną zupełnie sprawą jest też
tradycja, że wspomnę o krępowaniu nóg małym dziewczynkom, ale
też sama pozycja dziecka – dziewczynki, a zaraz potem kobiety,
żony, matki, konkubiny, czy siostry.
Przez lata wiele się zmieniło i zmienia nadal, ale wciąż w kulturze pozostają echa wieków. Autorka opowiada historię swojej rodziny, a właściwie trzech pokoleń, babki, matki i córki na tle wydarzeń w Chinach w XX wieku. To stulecie było dla Chin bardzo burzliwe pod każdym względem. To nie tylko wojny i rewolucja, choćby ta kulturalna, ale to cały ciąg przemian społecznych i politycznych, które odcisnęły piętno na wszystkim co chińskie, od poezji po ludzkie losy.
W tak ogromnym państwie, w którym
jednostka nie ma żadnego znaczenia przetrwanie pojedynczego
człowieka zależne jest od siły i woli walki. Przetrwanie rodziny
od determinacji kobiet.
Ciekawe jest to, że na przykładzie
losów tych trzech kobiet jesteśmy w stanie zobaczyć coś czasami
niezauważalnego. Świat w trakcie trwania i świat w trakcie zmiany.
Babka żyje jeszcze w Chinach cesarskich, matka maoistowskich, córka
( autorka książki) trochę w komunistycznych trochę we
współczesnych, choć emigruje, to jednak zabiera te Chiny ze sobą.
Wszystkie one przechodzą przez
maoistowską rewolucje i „wielki skok naprzód”, który miał
przekształcić Chiny w mocarstwo gospodarcze, a doprowadził do
śmierci głodowej co najmniej 10 milionów ludzi.
Cały ten komunistyczny „zgiełk”.
Pranie mózgów i posłuszeństwo boskiemu Mao to nie był wybór,
to był i przymus, ale i wola wyznawców wielkiego wodza.
Jak to w takich momentach historii
bywa, partia stanowiła jedyny wyznacznik życia, była władzą
absolutną, która hołubiła, ale i niszczyła, dawała, ale i
odbierała.
Miliony ludzi wierzyły w Mao i w jego
rewolucję, ten kto nie wierzył musiał te niewiarę zachować dla
siebie inaczej czekał go smutny i straszny koniec.
Represje i wyroki śmierci, zabójstwa
polityczne, tortury, LAOGAI czyli obozy pracy, wszystko to to
historia państwa, ale też poszczególnych rodzin, a okrucieństwo
czynów tym bardziej nas dotyczy im jest bliżej nas, im bardziej nas
dotyka.
Ludzie, którzy mają twarze bolą nas
bardziej niż statystyki bezimiennych tłumów, nawet tych liczonych
w milionach.
Bardzo ciekawa książka. Przybliża
nam świat, którego nie znamy, bo przecież wiedza o Chinach nie
jest u nas wiedzą specjalnie powszechną, owszem coś tam się wie,
ale to „coś tam” to często zaledwie marne stereotypy.
Książka fascynująca, ciekawie
napisana, prawdziwa do bólu i nad wyraz obiektywna mimo tematu.
Tytuły niektórych rozdziałów szokują, a ludzie, którzy gdzieś
tam mieli okazje żyć w państwie takim jak PRL, czy w innym
podobnym z pewnością doskonale zrozumieją aluzje i te właśnie
tytuły jak choćby „Kiedy się chce potępić, dowody się znajdą”
albo „Wąchanie pierdnięć obcokrajowców wśród zapewnień, że
słodko pachną” - nauka angielskiego według Mao. To fascynująca
opowieść o tym w jaki sposób jeden człowiek, Mao Zedong na oczach
świata zniszczył życie jednej czwartej mieszkańców ziemi tylko
dlatego, że miał taki kaprys.
Ciekawa, mądra fascynująca i
pouczająca, przekazuje wiedzę nie przynudzając, ukazuje to co dla
nas Europejczyków niepojęte i niezrozumiałe tak, aby stało się
to dla nas fascynującą lekcją na temat Chin, na temat świata i
natury ludzkiej!
MNIE ZACHWYCIŁA, teraz wasza kolej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz