ECHO SERCA
OFICYNKA
„Echo serca” to powieść groźna. Wcale nie dlatego, że odczuwamy grozę, choć to też, groźna, bo wżera się w tkankę rzeczywistości swoja potwornością. Autor wziął na warsztat… albo nie… inaczej… też nie…
To jest inna, zupełnie inna sprawa.
Szkoda, że to ten rodzaj powieści, o których akcji powiedzieć nie wolno zbyt wiele, bo jednak byłoby ciekawie porozmawiać, a jednak to jest niemożliwe…
Ta książka to kryminał bardzo inny. Każdy, kto doczyta do końca zrozumie co mam na myśli. Inny, a jednak osadzony potwornie dobrze w naszej rzeczywistości, to aż przerażające w jaki sposób autorowi udało się to opisać.
Bardzo trudno jest o tej powieści pisać, żeby nie zdradzić toku akcji ( a wierzcie mi jest niesamowita).
Niby można by powiedzieć, że w jakiś sposób wychodzi od schematu, ale po kilkunastu stronach orientujemy się, że to tylko „podpucha” wszystko jest inne niż się wydaje. ( no i przyznam, bardzo, bardzo „odwraca kota ogonem”, tak, że już nie wiemy ile kot ma ogonów, a ile głów i gdzie one są) Wszystko jest nie takie… Choć całość bardzo dobrze, wręcz doskonale trzyma się pomysłu i trzyma nas w napięciu.
Nie wykorzystuje strachu, ogranych elementów fabuł kryminalnych, które ostatnio wylewają się rzeką na półki księgarń, ( choć udaje, że ma taki zamiar), ale pokazuje coś zdecydowanie innego, ta inność oczywiście nie polega na tych „zdarzeniach”, ale w jakiś sposób na ich interpretacji.
I tak naprawdę, gdyby nie mocny akcent kryminalny, który ma sens i to wielki, to także jest to powieść mocno społeczna i piętnująca pewne nasze … słabostki? Raczej nie słabostki, a potworności społeczne, niestety mówiąc jakie zdradziłabym zbyt wiele…
Książka, moim zdaniem wywraca obecną literaturę kryminalną do góry nogami ( ale, ale, nie czytałam wszystkich kryminałów, nie bijcie, mówię to na podstawie tego co czytałam! I tak właśnie uważam)
Jest mocna i INNA! A to należy cenić. Żadnych niedoróbek, żadnych potknięć fabularnych… Żadnej ckliwości i takiego, jak to teraz czasem się zdarza, dorabiania rzeczywistości do fabuły…
Żadnego bajdolenia, bajdurzenia, dziubdziania…
No cóż… Moim zdaniem TRZEBA przeczytać, tym bardziej, że autor nie bierze jeńców … ( a jak zacznie to ja się piszę na kolejną książkę!)
Wierzcie mi!