sobota, 22 grudnia 2018

Karpioreptilianki i różowe chmurki...

Trzeba powiedzieć, że zawsze interesowało mnie to swoiste rozdwojenie jaźni jakie widzę często u ludzi korzystających z mediów społecznościowych. Pewnie i wy to zauważyliście. Im gorsza wiadomość tym większa oglądalność. 

Wojny, powodzie, końce świata…. 

Makabra, masakra i (chyba) kobiety wyglądające jak śpiewające karpie, które postanowiły przegryźć ci gardło w takt kolędy, albo, e… w każdym razie czegoś co kolędę ma przypominać święcą triumfy. Gwałty, morderstwa oraz robaki w cukierkach też, a dobre wiadomości? NIC, zero! 

To znaczy gdzieś tam są, ale każdy je omija.

Dlaczego? 

Chyba tylko dlatego, że teraz już tylko reklamy mają wydźwięk pozytywny ( niegramatyczny, drętwy, zagrany tak, że płakać się chce, ale pozytywny!) no, a reklamom już nikt nie wierzy… 

Inaczej jest z literaturą. 

Inaczej, żeby nie powiedzieć odwrotnie! Ludzie ( no w zasadzie kobiety, ale jestem zwolenniczką tej jakże kontrowersyjnej tezy, że kobieta też człowiek) kupują książki pozytywne, lekkie, miłe, słodkie, ckliwe i przyjemne…. 

I to mnie zastanawia. Czy mają one być odskocznią? ( One, te książki, nie kobiety) A może ze względu na to, że nikt jeszcze nie stworzył książki z reklamami jakoś bardziej im się wierzy? 

Że jednak literatura? 

A może mamy już dość karpioreptilian żywiących się kolędami i popularnością? 

A może mamy ochotę czasem poczytać o matce, która nie zamordowała swojego dziecka? Ojcu, który go nie zgwałcił, babci, która nie rozprowadzała narkotyków… 

O jakichś dobrych ludziach… 

Oni przecież muszą gdzieś istnieć! 

Wiem, ludzie się burzą, że teraz w literaturze to same słodkości, od których robi się mdło, ale skoro ktoś chce to kupować i czytać, to nic nam do tego… 

Poza tym mózgowi też jest potrzebny „płodozmian” . W mediach „czarna dziura”, hejt, polityka i makabra, a w książkach „różowa mgiełka” i co wy na to? 

Ja za słodkościami nie przepadam, a wy? 

Jeżeli czytacie napiszcie co i dlaczego? Może i ja się skuszę, bo czasami czarna dziura pochłania nawet mnie. 

Jeżeli nie czytacie, to napiszcie jak radzicie sobie z tą czarna dziura rzeczywistości :) 

Polskie pisarki też ( często odsądzane od „czci i wiary”) też piszą takie leciutkie mgiełkowate książki… Dużo ich tuż przed świętami, no i jak? Co sądzicie? 

7 komentarzy:

  1. Ja już w 2007 roku napisałem książkę dla dzieci, w której są problemy (dla nich poważne!) a jednak już wtedy oni zauważyli ten trend w mediach do podawania okropności. Wymyślili coś - pomysł na portal, który podaje tylko pozytywne wiadomości. No, ale to było 11 lat temu... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O podaj tytuł, na pewno zdobędę!
      Inna sprawa, że to przeraża...

      Usuń
  2. Lubię książki miłe. To odskocznia od ohydy, brudu i świństwa, które włażą we mnie wszystkimi dziurami i nie pytają, czy wolno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie... Miłe mogą być naprawdę miłe. Odskocznia od codzienności, odskocznia od chamstwa... Wiesz jak jest, ja w książkach klnę, ty tego nie lubisz, ale to nie przeszkadza nam lubić się nawzajem :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. I wzajemnie bo co innego człowiek, a co innego jego pisanie :P

      Usuń
  4. Nie da się czytać jak sam miód. No ni cholery.

    OdpowiedzUsuń