wtorek, 9 października 2018

Ile obok nas przepływa piękna, grozy i życia?


BRITTA ROSTLUND

U STÓP MONTMARTRE

MARGINESY


Mówi się, że życie potrafi zaskakiwać, ale czy na pewno? Przyjrzyjmy się życiu i co widzimy? 

Rano kawka w ulubionym kubeczku, śniadaniowy rozruch na szybko, potem człap, człap do pracy, tam bezmiar nudy zakrapianej herbatą z dosypką ploteczek, potem dom, dzieci, szarobury obiad, wyszczerbiony talerz, podaj sól, plama na stole, nóż po lewej stronie, a marzenia na półce… 

Prawda? 

Prawdę powiedziawszy żyjemy jakby na autopilocie, nie zastanawiając się , ile tajemnic skrywają ludzie w domach obok, jakie szaleństwa kotłują się w głowach sąsiadów… 

A gdybyśmy tak podeszli do życia inaczej? Tak samo, ale inaczej. Tylko jak? Tak samo? Inaczej? Bo przecież nie trzeba zmieniać świata, żeby zmienić życie, wystarczy zmienić spojrzenie. 

Pewien niemłody już właściciel sklepu kolonialnego „u stóp Montmartre”, no prawie u stóp, zaczyna obserwować jednego z sąsiadów, gdyż dostaje takie… hmmm zlecenie. Żona, zdrada, jakieś dziwne zachowania. To obserwowanie sąsiadów bardzo go zmienia, bo stając się uważnym na jedno, staje się uważny na wszystko. 

Wszystko spowija ten nieokiełznany paryski urok, nie, nie ten cud z bąbelkami, raczej urok małej uliczki, gdzie wszyscy się znają… Tylko czy na pewno? 

Jednak nie tylko o tego człowieka tu chodzi. Jest jeszcze druga narracja, mocno psychodeliczna i jakby w klimacie „Kobiety z piątej ulicy” ( Douglas Kennedy), ale chodzi mi właśnie o klimat, a nie o akcję). 

Jest w niej też coś z klimatu „Perełki” Patricka Modiano. Ta tajemniczość, zagubienie... 

I to też nie jest wszystko, dookoła są przecież ludzie. Nie poznamy ich naprawdę, poznamy to co o nich myślą bohaterowie, cudze życia tak łatwo nie zdradzają swoich tajemnic. 

Połączone Paryżem, obie narracje zmierzają ku sobie, choć nie jest to ani oczywiste ani za bardzo początkowo widoczne. 

I wszystko się zmienia. Marzenia spadają z półek i rozsiadają się przy stołach psując to co dotychczas. Rutynę i działanie na autopilota. Nagle to co zwykłe i bezpieczne przestaje być pożądane. 

Szaleństwo wdziera się do domów i myśli… A może to wcale nie jest szaleństwo? 

Bardzo niezwykła książka i mimo pastelowej okładki nie jest to lekki romans, ( ani w ogóle romans) to coś o wiele ciekawszego i zarazem dziwniejszego. Ta książka wciąga, nie jest to zachwyt od pierwszego zdania, to takie… podstępne złapanie za ciekawość. Nie popuszcza do końca. 

Książkę wygrałam kilka dni temu i właściwie, ze względu na inne zobowiązania miałam jej jeszcze teraz nie czytać, niestety nieopatrznie wieczorem położyłam ją przy łóżku i noc diabli wzięli, ale… takich diabłów, a właściwie nocy wezmę chętnie więcej. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz