wtorek, 26 czerwca 2018

Życie nas zmienia, czasami w "zimne suki"!


ANITA SCHARMACH

ZARAZ WRACAM

LUCKY


Powieść obyczajowa nie jest jednorodna i można by z niej wymalować prawdziwą literacką tęczę gdyby się jakoś postarać. Począwszy od leciutkich, nieco przesłodzonych romansidełek, i prawdziwych romansów, poprzez pastelowe odwzorowania rzeczywistości i po, nieco pochmurne, w kolorycie losy ludzi skrzywdzonych, aż do prawdziwie mrocznych opowieści o ludzkich tragediach.

Gdzie na tej palecie umieściłabym książkę „Zaraz wracam” Anity Scharmach? Z pewnością nie jest romansem, czy romansidłem, jest odwzorowaniem rzeczywistości, ale o pastelowych barwach trudno tu mówić i opowiada o ludzkiej tragedii.

To opowieść o wychodzeniu z żałoby, ale nie samo wychodzenie jest w niej ważne, a raczej to co robi z człowieka samotność i strach.

Marta po dziesięciu latach wraca do Polski zza oceanu, z miejsca, w którym schroniła się po tragedii jaka ją spotkała.

Przywozi ze sobą swój „pancerz” zimnej suki, który jak dotąd doskonale ją w życiu chronił.
I chyba o to chodzi. Od tragedii nie ma ucieczki, gdziekolwiek się jest zabiera się ją ze sobą, a ona nas zmienia.
Marta to kłębek lęku i nienawiści do ludzi. Nie jest to jakaś pierwotna nienawiść, raczej ukryty, albo źle ukrywany żal do losu, że oto inni są szczęśliwi, żyją, dorastają, a ją czekają tylko cmentarne nagrobki i koszmarny lęk przed, choćby, odrobiną szczęścia.

Bo kto miał i stracił wie jak to boli, a nikt tego bólu przeżywać nie chciałby raz jeszcze.
Wbrew pozorom książka jest pozytywna. Pokazuje, nieco skrótowo, ale przez to bardzo wyraźnie przejście z trybu „zimnej suki” do sympatycznej kobiety, pogodzonej z losem i gotowej na przyszłość.

Książka napisana jest świetnym językiem w stylu „strumienia myśli” gdzie główna bohaterka przesącza rzeczywistość przez swoje doświadczenie, co jest naprawdę doskonałym posunięciem, po pierwsze dlatego, że jest to bardzo prawdziwe, wszyscy widzimy świat poprzez własne myśli i uczucia, po drugie daje dość niejednoznaczny obraz i samej bohaterki i rzeczywistości.

Nie ma czarno białych, anielsko diabelskich postaci. Są ludzie. Dobrzy i źli równocześnie. Poplątani, poskręcani wewnętrznie, walczący z losem i światem, uczciwi i wredni.

Powiem szczerze, to pierwsza książka tej autorki, ale pewnie nie ostatnia. To znaczy nie ostatnia w mojej bibliotece, bo, że nie ostatnia w jej karierze pisarskiej jestem pewna!

Inteligencja z jaką opisuje pewne sytuacje i zaszłości, język na tyle bogaty, żeby to wszystko ukazać, soczysty gdzie należy ( bo czasem należy) piękny gdzie trzeba, do tego krótkie, czasami cudnie niedopowiedziane sceny… To wszystko jest świetne.

Być może niektóre motywy autorka mogła potraktować nieco mniej skrótowo… ale to sprawiłoby, że powieść nadmiernie by się rozrosła, a jej punkt ciężkości jakim, moim zdaniem, jest przemiana Marty nieco by się rozmył, dlatego ta skrótowość wydaje mi się raczej zaletą niż wadą.

Książka została wydana już jakiś czas temu, ale przecież nie tylko nowości są dobre!
Nie ukrywajmy, jest to powieść obyczajowa, ale jedna z bardziej poruszających i wymagających, dlatego polecam!



3 komentarze:

  1. Też czytałam. A Anitkę kocham przyjacielską miłością. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwona, Ty to potrafisz zachęcić, jak mało kto. Już mogłabym czytać. Postaram się o tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja jestem zakochana w reportażach i biografiach, kocham non-fiction, ale dobra książka zawsze jest w jakiś sposób dobra, niezależnie od gatunku!

      Usuń