czwartek, 28 czerwca 2018

Co gorsze "wielki brat", czy "piękna matka"?


Philip K. Dick

SIMULAKRA



Czy literatura ma wiek? Nie chodzi mi tu o literaturę skierowaną do grup wiekowych, ale przekonanie, że w jakimś konkretnym wieku czegoś tam czytać nie wypada. Dotyczy to szczególne literatury science fiction i fantasy. Przyjęło się jakoś tak nieszczęśliwie, że taką literaturę wypada czytać przede wszystkim nastolatkom i bardo młodym ludziom, którzy wciąż jeszcze chodzą z głowami w chmurach i marzą o nieosiągalnym.

Jednak prawda jest taka, że dobra fantastyka jest po prostu dobra i powinno się po nią sięgać niezależnie od wieku, bo jest i była niejednokrotnie nośnikiem przekazu, który co prawda był fantastyką, ale dotyczył ( jak u Lema) całkiem bliskiej rzeczywistości.

Ostatnio, za złotówkę, (i to wcale nie przysłowiową, bo tyle kosztowała ta książka na kiermaszu bibliotecznym) kupiłam powieść Philipa K. Dicka ( tak, to ten sam, który myślał, że Lem jest spiskiem partii komunistycznej), Simulakra, napisaną w 1963, a w genialny wręcz sposób opowiadającą, o czasach, w których żyjemy, albo będziemy żyć za lat zaledwie kilka.

Wirtualność świata, który przedstawia, bardzo ciekawie przystaje do realizmu naszej rzeczywistości.
Istnieje władza, często widywana w telewizji, ale dość odległa od ludu, istnieją pozory wolności wyboru, ba nawet wpływu na politykę… do pewnego stopnia.

Świat, przedstawiony w Simulakrze to właściwie tylko dwa państwa, dwa największe państwa, Związek Radziecki oraz Stany Zjednoczone Ameryki i Europy rządzone przez prezydenta der Alte wybieranego raz na cztery lata, ale właściwie przez jego żonę. Ten dziwny matriarchat, gdzie żona der Alte pokazuje się prawie wyłącznie telewizji i zachowuje odrobinę jak Martha Stuart wydaje się działać. Nocole organizuje wieczory talentów, błyszczy na wizji, ale…

Społeczeństwo jest podzielone na gesów i besów, Ci pierwsi wiedzą więcej, ci drudzy mają pracować…

Dużo jest tu aluzji i bezpośrednich odniesień do III Rzeszy, ale cały ten świat jest… dość dziwny, zewsząd atakują żywe reklamy, które trzeba zabijać, bo inaczej nie można się ich pozbyć, marsjańskie zwierzątka zwane „papulami” wpływają na ludzką wolę skłaniając do kupna całkiem bezsensownych rzeczy. Jest zakaz praktykowania psychoterapii przeforsowany przez farmaceutycznego giganta, a władza posiada maszynę do podróży w czasie…

Niby to daleka przyszłość, ale pod wartkim( bardzo) potokiem akcji kryje się świat niezwykle podobny do naszego.

Telewizyjne piękności, nieosiągalne marzenia, reklamy i telemarketerzy, którzy choć nie są marsjańskimi zwierzątkami, potrafią wcisnąć każdemu wszelki chłam. Wszytko jest odrobinę orwellowskie. Nie dosłownie, ale czuć tu „wielkiego brata”, który jest właściwie bardzo piękną siostrą. A właściwie matką.... Matką narodu.

A polityka…

Ruch neonazistowski Synowie Hioba zdobywa popularność wśród maluczkich…
Czy nie kusi was ta książka? Mnie skusiła, powaliła, zachwyciła i… zastanawiam się, czy autor nie pisał przypadkiem o naszych czasach.

Czytacie science fiction?
Ja uwielbiam.

2 komentarze: