wtorek, 1 maja 2018

Polandia - Grillandia?


Dzwonek do drzwi o piątej rano? Niestety to właśnie mi się zdarzyło.

Gdyby zadzwoniła… to znaczy, gdyby obudził mnie jej telefon posłałabym ją do wszystkich diabłów i poszła natychmiast dalej spać, ale pod drzwiami? Jakoś nie wypadało nie wpuścić koleżanki. Schowałam pościel i wpuściłam ją, aczkolwiek bardzo niechętnie do mieszkania. Była umęczona, zmarnowana jakby piła trzy noce i włóczyła się po zakazanych spelunkach, była trzeźwa jak niemowlę, ale twarz miała wymazaną czymś czarnym.

- Boże jak u ciebie cicho, mogę posiedzieć? - zapytała.

Dlaczego nie? Poszłam nastawić wodę na herbatę, kiedy wróciłam, koleżanka spała jak zabita na moim łóżku wtulona w pluszowego psa, który zazwyczaj zajmuje moją kanapę.

Nie wiedziałam co robić… Najpierw delikatnie, potem dość gwałtownie szarpnęłam ją za ramię, nie należę do specjalnie dobrych samarytanek kiedy ktoś bezczelnie pozbawia mnie snu i łóżka.
- Odwal się nic nie będę jeść… - wychrypiała koleżanka.

Co prawda nie proponowałam jej jedzenia, ale i tak „odwal” się było niedopuszczalne.
- Herbatę nastawiłam… I oddaj psa – warknęłam, bo jeżeli miałam spać w fotelu, a na to się zanosiło, to pies był mi konieczny. Lepszy od wszelkich poduch.

- Herrrbata z grilla? Boże, ratunku, dajcie mi spokój, psa nie będę jeść… Psa? Z grilla… Czy wyście poszaleli? Psa?
Wizja pluszaka na grillu ( innego psa nie mam) chyba ją obudziła bo usiadła i rozejrzała się dookoła rozkojarzona.

- O Boże! Ty mieszkasz w bloku! - powiedziała z zachwytem, którego się po niej nie spodziewałam, odkąd wyprowadziła się do domku pod miastem rżnęła wielką panią na włościach, a ludzi zapraszała tylko na eleganckie przyjęcia przy grillu – Jak dobrze… Posłuchaj. Oni zwariowali, poszaleli, grillują już piątą noc, wczoraj była policja, straż pożarna, dwa razy pogotowie, a oni dalej…

- Ale kto?

- Sąsiedzi. Wszyscy, ci z prawej i ci z lewej, no i ci za ogródkiem od tyłu. Karkówka, boczek, kiełbasy, boczek, szynki, bułki, ziemniaki, ci z prawej to chyba chcieli dach szopy zgrillować, no ale straż przyjechała na czas, a ponadto kłęby grillowego dymu, smrodu, spalenizny i marynat… szału można dostać, no i śpiewają. 

Ci z prawej to tak bardziej pieśni legionowe, a z lewej to białego misia. „Biały miś” nie jest zły, ale to już piąta noc… i co piętnaście minut przychodzi ktoś mnie zapraszać, a jak odmawiam, to wysyłają żony z darami. Nie mogę już patrzeć na tę potworną spaleniznę. A to sernik z grilla, a to kurczak w popiele, a to ser, który wybrał wolność i uciekał przez ruszt. Jedna żona to poturbowała sąsiadkę, bo tamta przyniosła mi grillowane warzywa, a to przecież wbrew tradycji…   No i jakby tego było mało to panowie się pobili.

- Popili?

- To też, ale i pobili, bo ci z lewej pili piwo ze słoików.

- Piwo ze słoików?

- Wiesz, z takich jakby stylizowanych szklanek, a tamci pili z puszek i wiesz, tradycja umiera, to się pobili i wrzucili prababcię na grill.

- Co ty opowiadasz? Jaką prababcię? Oszalałaś?!

- Nie, normalnie oni się bili, ona się potknęła i trzeba było wzywać pogotowie, ale nic jej nie jest. Straciła włosy, brwi i chodzik, ale reszta w porządku. Jestem już tak przewrażliwiona, że nawet tu u ciebie czuję ten koszmarny smród. Boże, ja chyba waruję!

Zdziwiona rozejrzałam się po pokoju i nie tylko poczułam smród, ja go zobaczyłam! Czarne kłęby wypełniały pokój i kotłowały się pod sufitem.

- O Boże! Czajnik! – krzyknęłam

- Długi week-end…. Kidy to się wreszcie skończy? Przecież to jeszcze prawie tydzień….Nawet ty nie chcesz mi dać odetchnąć! Jak możesz?! Zdejmij to paskudztwo z grilla… Nie będę jadła czajnika! - krzyknęła i padła na kanapę nie oddając mi psa.
Spała sześć godzin.

Kiedy się obudziła pojechałyśmy do niej sprawdzić co się dzieje. Panowie spali na ławkach, grille dopalały się, butelki i puszki walały malowniczo pośród słoików, a żony pieczołowicie marynowały stosy mięs kiełbas i kaszanek.

- Wieczorem organizujemy grilla, sąsiadka zajdzie – zaproponowała jedna z pań – będzie dużo dobrego jedzona i naprawdę żadnych warzyw, jak u niektórych! - z pogardą splunęła w stronę domu obok.

Koleżanka z paniką w oczach wskoczyła do samochodu i odmówiła wejścia do własnego domu.

- Wiesz z Polski to się jakaś pieprzona Grillandia zrobiła – przyjmiesz mnie do siebie na tydzień?!
Na szczęście sąsiedzi zaczęli grillować na balkonie już w południe… Koleżanka wyruszyła szukać innej przystani, a ja odzyskałam kanapę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz