środa, 31 sierpnia 2016

Dawne miłe wspomnienia z makabrą w tle.

Tak było kiedyś, dziś na szczęście nie mam nawet balkonu :)

*
Jestem „grillowo” upośledzona, bo grillować nie mogę, okrutny los sprawił, że mieszkam w mieszkaniu na drugim piętrze dużego bloku i niestety nie mam działki ani ogródka.

To wszystko utrudnia grillowanie, ale go przecież nie uniemożliwia. Jestem twórcza, kreatywna, pomysłowa i mam przecież znajomych, którzy grillują całkiem sporo. Uwielbiam, kocham grillowane jedzenie w każdej postaci, rybne, mięsne, jakiekolwiek, choć kiedy próbowałam ugrillować deser to trochę nie wyszło bo babeczki cynamonowe pachniały boczkiem, były trochę zbyt przypieczone i pikantne ( niechcący posmarowałam je oliwą z chili).

Jednego roku tęsknota za grillowanym jedzeniem tak jednak strasznie mnie dopadła, że postanowiłam nie czekać na zaproszenie, tym bardziej, że miałam mały grill na kółkach, który kupiłam w pobliskim markecie w chwili szaleństwa. To był piękny, czerwony girl z automatyczną pokrywą i jeszcze jakimiś bajerami pod spodem. Był jak królewna pośród innych gilów, stał na balkonie i prosił by wreszcie go nakarmić. Nie wytrzymałam. Wiem, wiem to straszne. Nie wolno tak robić, ale postanowiłam się nie poddawać. Poszłam do sąsiadów zapytać, czy bardzo będzie im przeszkadzało jeżeli w drodze wyjątku... Ten jeden raz, tylko przez chwilę, 

- Ależ skąd, proszę się nie martwić, żeby tylko straż miejska się nie czepiała.

I tak w całym bloku. Nikomu nic nie przeszkadzało, za to każdy martwił się o straż miejską.

Straż rzadko tu przyjeżdża więc usadowiwszy się na balkonie zaczęłam grillowanie. Było bosko. Niestety najpierw zamiast podpałki w płynie wlałam do węgla płyn do naczyń. Zaczęło się dymić. Koszmar, dym jakby specjalnie postanowił zasnuć sąsiednie balkony, a potem całą ulicę. Paliło się nieźle choć dymiło, że aż strach. Mięsko jednak pachniało cudnie, choć gdzieniegdzie podjeżdżało płynem do naczyń, ale miętowym, więc można było wytrzymać. Wtedy zobaczyłam samochód straży. Przejechali nie zwracając uwagi na moje poczynania po czym zawrócili i zatrzymali się dokładnie na wprost mojego balkonu. 

O nie! Nie zapłacę kary! Postanowiłam i jednym ruchem wciągnęłam grill do salonu. Panele! Moje nowe panele, jęknęłam w duchu widząc jak kilka węgielków wylądowało na podłodze, a jeden zaczyna podpalać dywan, szarpnęłam grillem i wtaszczyłam go do łazienki, tylko tam miałam kafelki. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

Zamknęłam łazienkę i poszłam otworzyć dztwi. Oczywiście to byli strażnicy miejscy...

Pytali czy nie wiem, kto gdzieś tu właśnie robi grilla na balkonie.

- Przecież to nielegalne! - odparłam z wyższością nie patrząc na to jak wyglądam i czym pachnę, - ja bym kogoś takiego własnymi rękoma udusiła… - dodałam pewna wygranej.

- A szkoda – odpowiedział strażnik – bo babka miała takiego bajeranckiego grilla! Chciałem się dowiedzieć, gdzie kupiła.

Nie mogłam mu powiedzieć. Pożegnałam uspokojona strażników i pobiegłam na balkon patrzeć czy odjeżdżają. Przez jakąś chwilę nie mogłam jeszcze wynieść grilla na balkon, wreszcie postanowiłam dokończyć to co zaczęłam.

Otworzyłam drzwi do łazienki i stanęłam u wrót piekieł. Dym kłębił się i cuchnął, płomienie buchały, pod sufitem kotłowała się czarna chmura.

Musiałam wezwać strażaków. Nie byli w stanie zrozumieć jakim cudem zasłona prysznicowa mogła zapalić się od grilla, co grill robił w łazience co leży na tym grillu, z wyglądu przypominało kiełbaski, ale strażacy mieli inne, bardziej łazienkowe skojarzenia, zwłaszcza, że nie pachniało to dobrze, było czarne, poskręcane i bardzo sugestywne...

Od tamtej chwili nie grilluję w mieszkaniu. To skomplikowane i ludzie nie lubią jak z wentylacji zalatuje im piekielnymi wymiarami i otchłanią.





Jeżdżę na grilla do znajomych, niestety znając moje możliwości sadzają mnie z dala od ognia i nie pozwalają sobie nawet pomagać.

1 komentarz: